Kolejne ofiary: Z. Niżyński, Z. Niżyńska, J. Niżyński?... Byli już bliscy od strony matki: dziadek, babcia, ciocia, to w ślad za nimi ci od strony ojca są niszczeni. NA RÓŻOWO O TYM, ŻE TO STARA AFERA

Jak kogoś zabije czyżby ta "centrala, z którą wszystkie Inki (HAL-inki) współpracują" i chcemy porozmawiać, to tutaj.
Typowe metody:
[A] pogotowie lub szpital (potencjalne ofiary niech się wystrzegają za wszelką cenę! ludzie dożywają 90-ki a nawet prawie 100-ki bez lekarzy od czasu rodzenia dziecka; a zatem nie idziemy do szpitala, choćby nawet korciło, bo to już prędzej przekaz podprogowy),
[B] "poślizg" samochodowy (jak ktoś szybko jeździ, np. na trasie międzymiastowej) — winna jest elektronika i fale od satelitów GPS, w prezencie od operatora podsłuchu.

Typowe przejawy: prasa w przededniu lub rzadziej w dniu śmierci (ale pisana w przeddzień) roi się od aluzji (niekiedy są one tak zrobione, że tylko ja je rozczytam, ale to rzadko) -- ALBO alternatywnie to przede wszystkim data zgonu jest specyficzna, jest w specyficznym stosunku do np. urodzin, liczba dni życia jest okrągła itp.
piotrniz
Site Admin
Posty: 431
Rejestracja: śr mar 18, 2015 1:11 pm

Kolejne ofiary: Z. Niżyński, Z. Niżyńska, J. Niżyński?... Byli już bliscy od strony matki: dziadek, babcia, ciocia, to w ślad za nimi ci od strony ojca są niszczeni. NA RÓŻOWO O TYM, ŻE TO STARA AFERA

Post autor: piotrniz »

.
CHRONOLOGICZNY OPIS POCZĄTKÓW AFERY Z PIOTREM NIŻYŃSKIM W XIX W. JEST NIŻEJ W TYM WPISIE, W KOLORZE RÓŻOWYM
.

Od dłuższego czasu spikerzy zwracali mi uwagę, że jeszcze (poza Henrykiem, Lucyną, Anną, co objaśniam na blogu w przypisach wpisu o sądach) zostali z państwowej inspiracji zabici moi dziadkowie także od strony ojca. JEST TO BARDZO MOŻLIWE (pamiętajmy o sprawie Inki, czyli znanej kryminalistki Haliny, która byłego [co za różnica, były/przyszły to podobne pojęcia...] ministra SPR, Sportu mianowicie [może to o mojej współpracy przy skoczni narciarskiej?...] wydała zabójcom -- to przecież jakby pierwowzór obecnych kobiet-galerianek i pracownic także mniejszych obiektów niż hale, "halin" różnych... co większych lokali gastronomicznych itp. -- choćby dlatego, ze względu na podobieństwo tej sprawy do tego, co dziś powszechne, nie sądzę, że błądzi ten, kto tych "spikerów", centralnych operatorów podsłuchu z ICQ uważa właśnie za samych MORDERCÓW, którym się mnie wydaje, którym się opowiada, gdzie ja się znajduję, żeby mnie brali na podsłuch, także: dostarcza się im wygląd mych ekraników, a więc w każdym razie: uważa ich za morderców, a nie tylko jakichś pomocników morderców; np. wielokrotnie przyznawał mi się jakiś koleś do zabicia mej cioci), WIĘC ZAINTERESOWAŁEM SIĘ TYM i okazało się, że i oni zmarli w szpitalach lub pod ich wpływem. Dziadek przykładowo zapisał się do szpitala, co było dosyć głupim pomysłem rodziny i dającym się wyjaśnić tylko działaniem przekazu podprogowego (sami sobie poniekąd zgotowali taki los!), po czym zmarł w ciągu ok. 2 tygodni. Aż chce się zacytować słowa Gazety Wyborczej bodajże z dnia czy przedednia śmierci Lucyny Uzdowskiej, tytuł ich artykułu: "Idź do terapeuty, gdy życie za bardzo boli" (w oryginale tam było: "Idź do psychoterapeuty, gdy życie za bardzo boli"). Samobójstwo po prostu. Przecież ambulanse to za mną codziennie jeżdżą w ilości nawet kilku, a zwłaszcza w dni robocze. Szpitale to już nie to, co kiedyś, zresztą one od dawna też prześladowały: Wacław Niżyński, zrobiony na klona Nietzschego, przecież i nazwisko jakby jego ("Niczyński"), i pół-Polak jakoby (średnio mówił po polsku podobno), i na końcu jakoby chory psychicznie, i -- wreszcie -- tancerz (a w Zaratustrze filozof Nietzsche pisał: "Wierzyłbym tylko w Boga, który by tańczyć potrafił" -- swoją drogą cóż za reklama akurat względnie nudnej książki Nietzschego!... trafnie pomyślane, zareklamujmy ewentualnie w przyszłości to, czego może akurat nie będzie się wam chciało czytać), ów Wacław był bodajże w szpitalu psychiatrycznym przetrzymywany, a potem przyszedł kapłan Wyszyński i zajął archidiecezję warszawską i gnieźnieńską stając się prymasem...

Podobny los szpitalny, co tego mego dziadka od strony ojca (dziadek Zbigniew), wystąpił zresztą w przypadku jakiejś żony Jacka Borkowskiego, aktora serialu Klan, która to zmarła w podobnym trybie zaledwie 3 tygodnie po zapisaniu się do szpitala (w międzyczasie zdiagnozowano u niej białaczkę), tak, iż w dniu otrąbionej śmierci "Bogusia" Kaczyńskiego (jak go zawsze nazywał mój ojciec) w szpitalu, kiedy to prasa (Super Express) krzyczała na okładce: "Udar zabił Bogusława Kaczyńskiego" (mam nagranie z robotnikami z tego samego dnia, w którym on umarł, jak to nie chcieli wcześniej aż pracować, tak ciężko się rozkopywało twardą glebę, i obiecali przynieść na drugi dzień młot udarowy, co też nastąpiło...), obok była też informacja o pogrzebie tej żony. Do kompletu. To zresztą kolejny przykład bodajże zabijania ludzi z serialu Klan. I trzecia informacja na okładce -- coś o Krajewskim, a więc tym, kto mnie w moim odczuciu niemalże ukradł sądownie (raz, że hiperzawyżone ceny, dwa, że zły adres) koniec końców 214589 zł 6 gr, które zapłacłem pod przymusem egzekucyjnym. Patrz wpis tutaj na forum.
W podobnym trybie zmarł też Włodzimierz Ławniczak, prezes TVP następujący po tym, który rządził za czasów zamachu smoleńskiego. Nawet go chyba nie zdążyli zarejestrować, a już leżał w szpitalu; najwyżej ok. 4 miesiące po desygnowaniu na prezesa zmarł. Szpitale to generalnie miejsca, gdzie człowieka najprościej zabić, np. zatrutym lekiem. Zabójstw tych było w samej tylko Polsce mnóstwo, odsyłam do ogólnej listy z ofiarami grupy watykańskiej. Także tu na forum w dziale "Prokuratury i sądy o dochodzeniach i śledztwach" jest temat "Morderstwa", w którym kilka przykładów ze szpitali omawiam. Tego jest dużo więcej. Jak się zdaje zabili np. Agnieszkę Kotulankę, aktorkę z Klanu. To zapewne za sprawą uzgodnień przez ICQ, ponoć nawet w Watykanie mających swe korzenie (papież ma podobno jakiegoś swego rzecznika, mianowicie w mediach watykańskich, może tego Majewskego -- nazwisko zupełnie jak pewien generał w polskim wojsku, swoją drogą bardzo zainteresowany Smoleńskiem i lotnictwem), choć to wersja "tych najgorszych diabłów", z którymi wszakże tyle Polaków współpracuje, czyli wersja spikerów "telewizyjnych" -- głównych operatorów podsłuchu na mnie.

Dziadek zmarł w 2012 r. jeszcze przed początkiem tortury, a babcia w pierwszych miesiącach 2013 r. (mass media polskie wtedy zamiast mi pomagać pewnie były zajęte tym, żeby broń Boże nie nagłośnić tego skandalu z zabijaniem... dobrze zgaduję? takie to myśli tym toleratorom dręczenia i tortury po głowach chodziły?... to by się dobrze wpisywało w schemat ich zachowania, totalnie aspołecznego i antychrześcijańskiego). Na marginesie dodam, że i ojciec mój J. Niżyński może zostać zamordowany, gdyż przy okazji zabójstw i bodajże dziadka, i babci, a może i cioci (musiałbym zajrzeć w moje dokumenty...), mam tu teraz na myśli tych od strony matki, Gazeta Wyborcza miała bzika na punkcie liczby 56, szczególnie często padała w artykułach; żadna inna o takim rzędzie wielkości (tj. przybliżonym na oko logarytmie) się tak nie powtarzała, nawet po kilka razy w tym samym wydaniu. A to rok urodzenia mego ojca. Padała ta liczba czy to wprost w kontekście pracy, czy także metaforycznie w kontekście dobrowolnych odejść z Kościoła (ja tatę zresztą zawsze nazywałem "ojcem"... musiałbym przejrzeć te dokumenty). Musiałbym to sprawdzić, ale kontekst był jasny: trochę pogróżkowy, trochę religijny. Wierność TV zresztą nie ma tu nic do rzeczy -- oni swych własnych ludzi zabijać potrafią, np. miliarderów -- jest to w ogóle głupia kwestia ten temat "subordynacji" zważywszy na to, że oni sobie przekazem podprogowym każdego mogą ustawić po swojej myśli, to tylko kwestia obmyślenia argumentów albo zorganizowania warunków do tego, by one istniały (jak np. w przypadku matki, która straciła źródło utrzymania w postaci płaconych jej przeze mnie darowizn; wystarczyło zorganizować, bym się z nią o coś pokłócił, i voila -- powstały warunki do tego, by był powód, by ją "leczyć", co od dawna planowano i co może nawet przyświecało imieniu jej syna: Michał; przecież na drodze do słynnych Tworek, jak się jedzie PKP, są po drodze "MICHAŁowice" i "Reguły", zaś w Pruszkowie przy dworcu są strzałki uliczne, drogowskazy na Pogotowie oraz na... "ulicę Ewy" -- cóż za inteligentna nazwa, jaka szkoda, że bez konkretnego nazwiska; ja jestem Piotr, bo musiałem być Piotr -- "Piotr Niczyński" to przecież jak "papież nietzscheanin", bo papież to inaczej następca św. Piotra, a każdy taki Piotr, jak ja, jest swego rodzaju następcą tego świętego, bo przez wzgląd na niego obchodzi imieniny -- natomiast czy Michała imię też dobrano? wskazuje na taką możliwość w każdym razie jego albinizm, taki, jak mój, oraz specyficzna data urodzenia, taka, iż dzień miesiąca, w którym on obchodzi(ł) urodziny, jest o 1 mniejszy od mego, a to przecież mój starszy brat (jestem przez to jakby jego kontynuacją), a tak poza tym urodziny ma pół roku wcześniej, okrągłe pół roku -- to raczej nie jest przypadek; skoro albinizm i podmiana w szpitalu, to i dobrana data urodzin, a w takim razie dlaczego by nie ustawić także imienia?... "ten, co to w szpitalu psychiatrycznym zamykać będzie"...). W przypadku grupy przestępczej związanej z TV nieważne jest to, czy się jest wiernym, bo oni potrafią zabijać samoloty Bogu ducha winnych ludzi, jak np. ten malezyjski, tylko ważne jest to, czy jest okazja, by być zabitym. To zależy od doboru metody. Zaś metodę dobiera się do ofiary. Nie można ofiary za bardzo nobilitować tym, że aż ją ktoś zabija np. bronią palną czy zamachem nożownika. Tak się robi w przypadku ludzi o odpowiednim "statusie społecznym" w oczach tej grupy, np. z księdzem (ksiądz do pary z prymicją Szydło, księża w Afryce, Popiełuszko itp.) czy dziennikarzem (np. Łukasz Masiak czy redaktorzy z Charlie Hebdo, a być może i to z tej grupy jest, chociaż trzeba by posprawdzać, póki co nie odnotowałem tego na liście ofiar, bo nie wiem). Tym bardziej zaś do zwykłego człowieka, który jest tylko wariatem i głupoty gada, w związku z czym nie może mieć wrogów, się nie strzela, do Piotra Niżyńskiego nikt strzelać nie będzie, bo to by tylko potwierdziło, że jest ofiarą. Prawda? Bez sensu. W związku z tym trzeba dobierać metody do ofiary. Typową ofiarę zabija się skrytobójczo. Żeby później rodzina nie mogła brylować w mediach i żeby nie było trudności ze znalezieniem wykonawców, żeby nie trzeba było aż wielkiego poruszenia w państwie robić w związku z potrzebą znalezienia wykonawcy morderstwa. Typowe zaś metody skrytobójstwa to (a) szpital, (b) poślizg samochodowy (mnie się np. minimum 4 razy zdarzał w jednym roku, w tym zupełnym latem w górach meksykańskich, gdzie łatwo spaść w rów do doliny, zresztą chyba nawet widziałem wylewający się olej albo co najmniej miałem takie myśli wtedy), (c) rzadziej też (np. Henryk Uzdowski, mój dziadek): podtruta żywność, rzadki produkt kupiony w sklepiku na osiedlu. Szantaż karnoskarbowy w odniesieniu do przedsiębiorcy z grupy skarbowej ("jest to" plus minus to samo, co telewizyjna, chodzi tu głównie o przedsiębiorców i kierownictwo) czyni taki plan jak najbardziej realnym. A zatem: aby nie paść ofiarą "telewizji" należy po pierwsze przykładać się jakoś do walki z nią i ją popierać, a po drugie unikać ZACHOWAŃ, które umożliwiają łatwe zabójstwo. Nie prosić się o nie po prostu. "Idź do terapeuty, gdy życie za bardzo boli" -- cóż za szczere słowa... Tak zmarli Kulczyk i Gudzowaty, dla przykładu, a może to spotkać i innych.

Szpitali żadnych w każdym razie nie polecam ani szybkiej jazdy samochodem między miastami, ani kupowania żywności w małych sklepikach osiedlowych czy, dajmy na to, rzadkich produktów, których na półce sklepu jest raptem kilka lub które rzadko ktoś kupuje.
Szpital to specyficzna instytucja. Oni mają ciągle styczność z granicą życia i śmierci (uwaga na marginesie: podobno "o życiu", "o śmierci" pisywał w późnych latach W. Niżyński... ciekawe). Jeden pacjent mniej, jeden więcej -- co za różnica, że tego akurat nie "uratuję", a nawet przeciwnie?... Niby moralnie powinna to być różnica, ale patrząc z zewnątrz -- żadna. Jest to standard, tak czy owak. A zarazem: skoro szpital nie płaci podatków i można ich wszystkich zamknąć, bo np. lekarzom nie opłaca się PIT-u i świadomie biorą kasę z niepłaconych podatków, co oznacza przyjmowanie korzyści z przestępstwa, skoro dyrekcja boi się więzienia i jest na łasce rządu, skoro media wszystko kryją, a personel jest skryminalizowany ("monitorują", podsłuchują, może nawet sczytują położenie Piotra z kamer) -- to czemu by nie zabili? Pewnie nie każdy chce w to wejść, ale jeśli to jedyna szansa, by uratować siebie i swój zakład pracy przed "gromem z jasnego nieba", który nań może spaść, to chętni jak najbardziej mogą się znaleźć. Stąd więc pochodzi szczególna łatwość i zarazem wygoda, jednym słowem: odpowiedniość (rozum, spryt), przeprowadzania zabójstw właśnie w szpitalach. I KAI np. w dniu śmierci cioci o tym pisał. Wszystkie jego artykuły były jakby o tym. Dokładne omówienie sprawy zgonów mego dziadka, babci, cioci jest w aktach sądowych w związku ze sprawą pozwanego szpitala psychiatrycznego, w którym niesłusznie przetrzymują mą matkę. Wykazuję tam dokładnie, skąd można czerpać przekonanie, że istnieje prawdopodobieństwo, że dochodziło do zabójstw.

Ojca przecież już dawniej śledzono i trzymano na podsłuchu, trafił kiedyś (1) na Korwina-Mikke, z którym rozmawiał, niezbyt to pewnie był przypadek, tym bardziej, że to chyba w pociągu czy tego typu środku lokomocji zbiorowej, a typowy człowiek w wieku mego ojca niezbyt takimi jeździ, potem jeszcze kiedyś trafił (2) na Kasię Tusk, z którą się z kolei fotografował, a w dodatku pewnie (3) mu podprogowo nasyłali myśli, by nakłaniał Michała do ubezwłasnowolnienia mej mamy (podprogowe manipulacje też typowo idą w parze z podsłuchiwaniem, to są 2 funkcje tego samego globalnego systemu bodajże amerykańskiego, który trzeba by utożsamić ze słynnym "Echelonem") -- samego Michała też pewnie śledzili, by mu podprogowo nasyłać, jaka to genialna myśl jest... i żeby spełnił swą misję zapisaną w jego imieniu, o czym nawet nie wiedział... pewnie jeszcze miał nacisk z pracy -- a przecież "w to graj" grupie watykańskiej, tego oni chcieli: potrzebowali ubezwłasnowolnić mą matkę chcąc ją bardziej wiarygodnie, wygodnie i z większymi pozorami prawa hospitalizować (trudniej też odkręcić coś takiego), by następnie później zabić ustalonego dnia 6. IV 2021 r. Jest to akurat dzień utrwalony w jej dacie urodzenia (choć może z niego zrezygnują); dziwnym trafem wtedy też będzie ta data urodzenia, wspólnie z długościami po dodaniu ich do odpowiednich członów dot. narodzin, wskazywać na dzień zgonu tak, iż pasować on będzie do ciągu cyfr od 1 do 6 -- pasować tak, jak jeszcze jej matce, Lucynie Uzdowskiej (11,23 4-4,5-6 to jej, tzn. LU, pary dla zgonu,narodzin: pary najpierw lat, a potem dnia-miesiąca, jako że zmarła w 2011 i 4.4, a urodziła się w 1923 i 5.6); to przejaw tego, że już w latach 50-tych, a nawet 20-tych, ustawiano bodajże daty urodzenia dzieci u mych tzw. przodków (przyszywanych; abstrahuję tu od kwestii podmienienia mnie i mego brata w szpitalu na albinosy, należy to uznać za najprawdopodobniejsze wytłumaczenie zarówno albinizmu, jak i zbieżności z datą urodzenia pana Petrus-Ni, czyli PertiNiego: Sandro Pertini to włoski XX-wieczny prezydent, a jego data urodzenia jest jak moja, tyle że 2 środkowe cyfry roku są na przeciwnych miejscach niż u mnie). TV ma bodajże, co spikerzy sami podsuwają, od dawna historię śledzenia także mych przodków -- w takich sytuacjach oryginalne wcześniaki po takim ustawionym porodzie, w wyniku wpływów podprogowych podsuniętym (ofiara ma skurcze itp., korci ją, by iść do szpitala), umierają (zupełnie jak przy jakiejś aborcji...), a szpital w czasie, gdy się dziecko rzekomo myje, daje matce innego noworodka (w przypadku Tomasza Niżyńskiego tego nie było, więc jest w odpisie pełnym aktu urodzenia adnotacja "dziecko martwo urodzone"); otóż moja mama dziwnym trafem ma datę urodzenia z miesiącem-dniem 1-2 i rokiem 55 -- ba, nawet "bardzo dziwnym trafem", jeśli chcieć w tym widzieć traf! jest to wręcz skrajnie nieprawdopodobne -- wyjaśniam: da się z tego zrobić 12345566 (1-2,3-4 55,66 -- najpierw pary dzień-miesiąc, potem po odstępie lata, przy czym przecinek ma tu zawsze po lewej stronie część daty urodzin, a po prawej przesunięcie czasowe do zgonu, "długość życia" w odpowiednich jednostkach). Przy takim układzie będzie przecież na nekrologach: "żyła 66 lat", jak liczba szatana 666, zaś na podobnej zasadzie wychodzi przez dodawanie, tj. doliczenie długości, dzień 6. IV, czyli rocznica śmierci "wybitnego artysty Rafaela Santi", którego to postać -- z racji nazwiska Santi (ilekroć kogoś zabijali w rodzinie od strony mamy: Henryka, Lucynę, Annę, był m. in. temat beatyfikacji w mediach... a także temat prymasa lub Gniezna, a jeszcze oprócz tego każdorazowo temat "jedności Kościoła") -- postać, powtórzmy, artysty nazwiskiem Santi, pewnie w ogóle była początkiem tych staropapieskich dywagacji o datach urodzenia, a także o Mliczewskich i Uzdowskich, czyli patrząc na rdzeń słowotwórczy: o "mleku" i "ustach". Albowiem ten dzień (6. kwietnia) ma wiele wspólnego z "pozycją seksualną 69": 269 dni do końca roku, a sam jest w 96-tym dniu roku; myślałem o różnych konfiguracjach tego, jak to wszystko papież zdołał tak sprytnie wykombinować, że zarazem (oprócz tych cyfr od 1 do 6) babcia zmarła w roku +13+75 względem swych urodzin i w dniu 1375-ej rocznicy śmierci Izydora z Sewilli, że przy tym jeszcze istniała tancerka Izadora Duncan, co zresztą między wierszami media podchwytywały przy zabijaniu mej rodziny (jeśli się nie znalazła sama z siebie, to może ktoś ją inspirował, by interesowała się baletem i komponowaniem...), i że babcia i mama miały tak dobre daty urodzenia, także w kontekście nazwisk rodowych dziadków od strony mamy (właśnie Mliczewska i Uzdowski): jak to możliwe? -- i stanęło na tym, że specjalnie takie dziecko zorganizowano Mliczewskim, z datą Lucyny Uzdowskiej (z domu Mliczewskiej), a następnie ślub Lucyny Uzdowskiej (z domu Mliczewskiej) z Henrykiem Uzdowskim (wtedy to powstanie ważny związek "mleka" z "ustami") -- następnie też później kolejno m. in. przekazem podprogowym ustawiono datę narodzin Ewy Uzdowskiej (w rzeczywistości wcale genetycznie nie córki Lucyny i Henryka, podobnie jak Lucyna nie była genetycznie córką swych oficjalnych rodziców...), zawód Ewy Uzdowskiej (artystka, by pasował do Santiego), wreszcie także ślub jej z Januszem Niżyńskim; przekaz podprogowy musiał w tym wszystkim grać istotną rolę. A są to sprawy sięgające lat 20-tych (to jak najbardziej możliwe, bo przykładowo mikrofony elektryczne konstruowano już w XIX wieku, w latach 70-tych, a głośniki elektryczne w miarę współczesne już w 1906 r. i stosowano je wkrótce także do nagłośnienia -- więc jak najbardziej można było np. zorganizować odpowiedniego sąsiada w kamienicy, jeśli tylko dałoby się to politycznie załatwić). "Palo Alto" (Polo-Alto, "stara polska sprawa") jako nazwa miejsca będącego źrodłem sieci "pogłosek", czyli wirusowego rozchodzenia się informacji w społeczeństwie -- mam tu na myśli ten nowy wielki wynalazek, czyli Facebook -- zdaje się też potwierdzać starość sprawy. "Nie idźcie tak bardzo tropem amerykańskim, tu są inne sprawy, Facebook, tak jak Microsoft i Agilent [zgłaszali się do mnie przy okazji rekrutacji do gazety jacyś dyrektorzy z tych firm, ta druga pod swą główną nazwą: Hewlett-Packard, ale też jest z Palo-Alto], to wszystko 'wątek pomówieniowy' -- prawdziwa sprawa jest w Polsce, to stara polska sprawa podsłuchowa". (Do tworzenia Facebooka to może swoją drogą rząd w USA kogoś zaprosił, jakiegoś z inicjałami MZ, jak pliki wykonywalne w komputerach, co część ludzi ze mną pomówieniowo kojarzy, i z tej miejscowości...)
.

W każdym razie przypominam, że babcia Lucyna Uzdowska miała daty zgonu i urodzin też tworzące ciąg 11234456, a więc od 1 do 6, a w przypadku mamy też się na to zanosi -- jest ta możliwość (ciocia również miała specyficzną datę urodzenia, która pozwoliła, by data zgonu była zarazem przedziałem lat 20 02 2012 i by z drugiej strony długość życia to było okrągłe 2800 tygodni albo 140 do kwadratu dni). Wraz z innymi jej cechami ("mleko-w-ustach" pasujące z kolei do jej córki, w nazwiskach rodowych rodziców tej córki, a także to trafianie pasującej do daty narodzin daty zgonu w odpowiednią rocznicę śmierci św. Izydora z Sewilli) to po prostu nie nadaje się na przypadek, jest tak mało prawdopodobne; zamiast tego wskazuje to nam na starość kwestii prześladowania w papiestwie jakiegoś "kozła ofiarnego", niemal dowodzi jej niezbicie w sposób przekonujący bardziej niż słowa jakiegokolwiek świadka. Któryś tam papież XIX-wieczny -- zwłaszcza pewnie Leon XIII (swoją drogą autor encykliki o wolnej woli i wolności prasy, która dostrzegała problem wytykany przez niemieckich filozofów takich, jak Schopenhauer i Nietzsche, ale nie poradziła sobie z udzieleniem na niego odpowiedzi ostatecznie satysfakcjonującej), ale i może poprzednik Pius IX (zaintrygowany np. wynalezieniem telefonu), a zapewne też następca Pius X (za którego pontyfikatu doszło do wybuchu I wojny światowej, a Polska, nieraz pozdrawiana przez Nietzschego, odzyskała niepodległość) -- rozumował najwyraźniej tak oto, wymieniając tu od rzeczy wcześniejszych do późniejszych (dają się tu we znaki szczególne relacje intelektualne z filozofią niemiecką, w tym filozofią Nietzschego, relacje chyba nawet dwustronne):
  1. Rok 1874, papież (Pius IX) jest już zapewne zaznajomiony z postacią Nietzschego. Można tak wnioskować po relacji samego Nietzschego z jego autobiografii Ecce Homo, gdzie w rozdz. "Dlaczego tak dobre piszę książki" tak pisał odnośnie swych "Niewczesnych rozważań" z roku 1873 (pkt 2): "Rzecz najgodniejszą uwagi i najdłuższą o tym piśmie i jego autorze powiedział stary uczeń filozofa von Baadera (porównajmy kasowe produkcje amerykańskie i ich bohaterów: Darth Vader [ang. dark = ciemne, "ciemna sprawa"), Mroczna wieża, ...), niejaki profesor Hoffman z Würzburga. Z pisma tego przewidział wielkie dla mnie przeznaczenie – że sprowadzę pewnego rodzaju przesilenie i najwyższe rozstrzygnięcie problematu ateizmu, którego typ najinstynktowniejszy i najbezwzględniejszy odgadł we mnie". Otóż Hoffman to po niemiecku w wolnym tłumaczeniu "człowiek od nadziei" ("człowiek nadziei", Hoff-mann, gdzie niem. hoffen = mieć nadzieję). Ponadto istnieje pewne niemarginalne prawdopodobieństwo, że papiestwo już wcześniej "inwestowało" w tę postać nadając jej właściwą ścieżkę kariery, może poprzez jakieś sugestie itp., aczkolwiek nie ma na to żadnego dowodu. Wszak "Nietzsche" ładnie brzmi po polsku, a Polska to ważny wielki ośrodek europejskiego katolicyzmu ("filozofia niczego" ma przecież takie specyficzne konotacje... pomyślmy np. tutaj o zbitce "filozofia Boga"). Na tę drugą, radykalniejszą hipotezę "dużo" wcześniejszego interesowania się Nietzschem (np. może nadawania mu konkretnego ukierunkowania naukowego) nie ma jednak dowodu. Już prędzej sobie po prostu wyszukano taką osobę spośród różnych filologów klasycznych.
    Zauważmy, sam Nietzsche chyba uważał tę kwestię za ważną, skoro z kolei na początku poprzedniego rozdziału w Ecce Homo powtórzył mniej więcej tę tezę o instynkcie, tak oto sam siebie chwaląc, w innym kontekście:
    "nie znam ateizmu zgoła jako walki ze sobą, tym mniej jako przełomu: rozumie się on we mnie z instynktu".
    [Mój komentarz: to, że w 1874 r. papież zainteresował się już Nietzschem, nie jest to tylko czcza hipoteza. Potwierdzenia idą z samej góry. Zacznijmy może od tego, że sami papieże się aluzyjnie przyznał po raz drugi (pierwszym było samo użycie nazwiska Hoffman) do tego, że to jego robota, bo widać to w tytułach ich encyklik. Do tej sprawy odnosiła się na płaszczyźnie aluzyjnej encyklika "O pojedynkach w państwach niemieckich" (czytałem oczywiście tylko jej tytuł -- to wystarczy, nie wnikam tu w jej ogólnikowe rozważania niby to o ogólnym problemie). Ten kierunek uwagi chyba nie był przypadkowy. "Niewczesne rozważania" Nietzschego to w zasadzie takie pisemne pojedynki z konkretnymi postaciami (David Strauss, Artur Schopenhauer -- dwie filozoficzno-naukowe gwiazdy niemieckiej niewiary), a także ogólnie z wykształceniem niemieckim. Książka ta składa się z części, jak gdyby osobnych zupełnie książeczek, nie nawiązujących do siebie wzajemnie, z których każda jest polemiką z inną osobą czy problemem. W dodatku ów Leon XIII także na kilka innych sposobów dał wyraz temu, że miesza się zakulisowo do polityki i interesuje sprawą Nietzschego, o czym mowa na podstronie bloga zawierającej listę ofiar (pkt o Jacobie Burckhardcie). Poza tym: niejaki Hubert Hoffman to ten bezdomny, który strasznie zwyzywał prezydenta wobec policjantów Komisariatu Kolejowego na dworcu Warszawa Centralna. Tymczasem mnie właśnie też zrobiono sfingowaną sprawę o rzekome znieważenie funkcjonariusza publicznego, z pozmyślanymi odzywkami we wspólnym zeznaniu, które na podstawie jednego i tego samego tekstu z bardzo drobnymi tylko modyfikacjami złożyli prawie identycznie dwaj funkcjonariusze, co jest jakimś ewenementem. Chyba to ich zeznanie było z góry zredagowane, po czym 2 różnych funkcjonariuszy przesłuchujących tych 2 policjantów otworzyło jego egzemplarz i pomagało im na jego podstawie zeznawać. A zatem, abstrahując już nawet od postaci Leona XIII, pierwszy przykład kościelnego pochodzenia recenzji to sprawa Hoffmana, "człowieka od nadziei", w odniesieniu do kreowanych sfingowanych spraw kryminalnych przeciwko mnie. Drugi przykład to to, jak szeroko zakrojoną przyszłość wróżono Nietzschemu. Trzeba by być naiwniakiem jakimś, by coś takiego mówić bez poparcia z góry. Przecież taki filozof równie dobrze mógłby zostać zapomniany, a tymczasem tutaj aż historyczne, sięgające więc stuleci, znaczenie. Trzeci wreszcie przykład potwierdzania się koncepcji, że to wysłannik papieża tak wtedy powiadał o Nietzschem -- w czasach, gdy nota bene ci biedni papieże zostali bez własnego państwa, po 1000 lat bycia despotami -- można odnaleźć w zupełnie nowych czasach, w sprawie Jana Pawła II. Po pierwsze, co on sam wyraźnie przyznał, co ma w całej aferze z nim związanej w sumie małe znaczenie, bo sporo innych tego typu prześwitów i potwierdzeń widać, że był kiedyś taki epizod, że ktoś mu przepowiedział, że kiedyś będzie na najwyższym stanowisku w Kościele, a tym kimś był zakonnik -- czyli członek zakonu, czyli organizacji bezpośrednio podległej papieżowi -- ojciec Pio z Piotrowni (tzn. "Pietrelciny", bo to po włosku; p. lista doborów ludzi po nazwisku do złej sprawy). Jest to ewidentna paralela do życiorysu Nietzschego, a takich równoległych podobnych spraw w życiorysach Jana Pawła II i Nietzschego pewnie było więcej. Są bowiem sprawy zakulisowe, które papież Jan Paweł II przemilczał i tylko w aluzjach można je odnaleźć. Natomiast aluzje potwierdzają je wyraźnie. Taką rzeczą jest np. graniczące z pewnością prawdopodobieństwo tego, że jak tylko został księdzem, to jeszcze tej samej jesieni ateizował go poniekąd prymas Hlond. Takie jest w każdym razie moje mocne podejrzenie, podparte konkretnymi faktami: omówiłem te poszlaki w szczegółach na podstronie bloga opisującej temat Jana Pawła II. Zresztą okoliczność ta nawiązywała z kolei do fragmentu "O sanctus Januarius!" z "Wiedzy radosnej" Nietzschego, ale mniejsza z tym. Otóż ślad takich incydentów w życiorysie Nietzschego, tzn. po prostu kontaktów i rozmów z ludźmi, o których on nie wspomina, lecz je przemilcza -- dziwnie podobne do, również przemilczanego, incydentu powyższego z życia Jana Pawła II (też pewnie np. Nietzschemu ktoś może mówił, że w papiestwie dzieje się źle, oni tam w Boga nie wierzą, że niebo jest puste -- mają wszędzie te obrazy w chmurach itd., co jest naiwne w świetle nowoczesnej nauki) -- wyraźnie widać w jego filozofii. Przecież całe "Tako rzecze Zaratustra" to jest niejako przypowieść o kimś może jednak nie tak ważnym w samej teologii, ale jednak historycznie rzecz biorąc bardzo wpływowym (twórca idei walki specyficznie pojętego dobra ze złem, która rozstrzyga się po śmierci, a w wyniku sądu ostatecznego idzie się do piekła lub do czegoś dobrego; są idee, że już w roku 1000 p.n.e. Zaratustra opracował i głosił tę religię), kto schodzi ze swych pustkowi w górach do ludu i naucza przeciwko religii. To zaś bardzo się też kojarzy z postaciami z Włoch typu np. ks. Vanini, w istocie zakamuflowany wędrowny nauczyciel ateizmu, który głosił odważne nowoczesne tezy wąskiemu gronu swych przyjaciół: np. istotna rola przypadku, ewolucjonizm, brak wolnej woli itp. W każdym razie w licznych fragmentach literatury Nietzschego i jego listów widać, że nawet wprost odwoływał się do postaci papieża. Coś tam zapewne słyszał, choć to przemilczał, bo to tylko taka plotka od przyjaciela zasłyszana. A zatem po prostu są podobieństwa (jest skrajnie nieprawdopodobne, że to trafienia losowe) w życiorysach Wojtyły i Nietzschego: tak pewnie dobrane, żeby właśnie wskazać na potęgę spraw zakulisowych. Sam Jan Paweł II (powtórzę po mej podstronie internetowej na jego temat) nawet parafrazował Nietzschego w swych kazaniach, patrz www.bandycituska.pl/jp2.html.]
    Zauważmy, były podstawy, by Nietzsche nadawał się na przyszłą "gwiazdę" filozofii ateistycznej: miał do tego predyspozycje, bo po pierwsze od młodości był niewierzący, a mianowicie stał się takim po lekturze książki Straussa krytykującej Biblię i sprzeczności w niej i proponującej odejście od wiary; po drugie czytał też w młodości Schopenhauera i dlatego był dobrze zaznajomiony z jego teoriami na temat wolności i fatalizmu losu człowieka ("Świat jako wola i przedstawienie", taki dwuczęściowy dychotomiczny obraz tego, co się składa na ludzką rzeczywistość, to tytuł głównego dzieła Schopenhauera; za podstawę wszystkiego uważał on zawsze jakąś "wolę życia", której się wszędzie dopatrywał, ale to już taka ciekawostka). Zresztą jedną z wczesnych wprawek filozoficznych Nietzschego było króciutkie pismo "Wolna wola a przeznaczenie" czy coś takiego. Zaś "Schopenhauerowi jako wychowawcy" filozof poświęcił swe drugie z "Niewczesnych rozważań", a zatem w swej już bardziej znanej książce przyznawał się ten profesor otwarcie do swych inspiracji. Po trzecie Nietzsche był filologiem klasycznym (w młodym wieku został profesorem -- szybka kariera), czyli Biblię swobodnie czytał po grecku a nawet to poniekąd do jego pracy się zaliczało. Doskonale musiał wiedzieć, jak ściśle była ona z konkretnym modelem Kosmosu związana, a zarazem, co nauka i oświecenie o nim mówiły. No i po czwarte, może tutaj najważniejsze, decydujące: w swej filozofii, czemu również dał wyraz w książce "Niewczesne rozważania", skupiał się na historycznym podchodzeniu do filozofowania. Odcinał się tym samym od filozofii typu kantowska, która jest z samej swej istoty niehistoryczna, bo skupia się tylko na tym, co człowiek może wiedzieć o swej sytuacji w danej jednej chwili, czyli nie opisuje dziejów, stawania się, tego, jak świat ewoluuje i co można wobec tego, na podstawie istnienia zależności przyczynowo-skutkowych, powiedzieć na pograniczu filozofii i teologii. Takie cechy młodego filozofa niewątpliwie predysponowały go do roli ważnej postaci w ramach ateizmu w filozofii; postaci przezwyciężającej impas, niepewność i niechęć do narażania się w kwestii otwartej i intelektualnie dobrze podbudowanej krytyki religii.)

    Ważną mocną poszlaką na temat tego, że wspomniany "Hoffman" to była istotnie gra słów, jest podejście do tego samego Nietzschego: w książce wcześniejszej o rok, "Zmierzch bożyszcz", w przedostatnim rozdziale kończącym się w ostatnim swym zdaniu zapowiedzią kolejnej książki ("najbardziej niezależnej") -- po czym następował tam rozdział "Co zawdzięczam starożytnym" -- padła już explicite gra słów dotycząca prasy, mianowicie w punkcie 37 przy omawianiu recenzji dziennikarskiej w gazecie Der Bund -- tak ją skwitował: Ich bin sehr verbunden! ["Jestem bardzo zobowiązany!" ;), co nawet tłumacz na język polski podchwycił jako grę słów] -- w odpowiedzi na krytykę, że z tego, co widać, domaga się on totalnej rezygnacji z zasad moralnych, z cyt. "wszelkich przyzwoitych uczuć".
    Więcej już konkretnych dowodów na temat wykreowania postaci Nietzschego przez papiestwo (tzn. zainteresowania go pisarstwem filozoficzno-religijnym) znajduje się pod koniec tekstu na różowo -- w ostatnim punkcie. Wraz z innymi jeszcze ciekawostkami, pokazującymi, jakie to dla nich ważne było.

    .
  2. Zdarzyło się kiedyś: przypadkowe spojrzenie papieża w kalendarium. 6. kwietnia jest 96 dzień roku, do końca roku pozostało 269 dni. W dodatku tego dnia, w Wielki Piątek -- bardzo dziwnym trafem! -- zmarł wielki malarz renesansowy Rafael Santi (odrodzenie, jak wiadomo, miało coś wspólnego z gołymi kobietami na obrazach...). Łatwo tu się dopatrzeć seksualnych konotacji, bo jest coś takiego, jak "pozycja 69". Robi to wrażenie! Papież zamieszany w zabójstwo... w skrytobójstwo... Co ciekawe, Rafael także urodził się w Wielki Piątek, nie tylko wtedy zmarł. Jak podaje Wikipedia, fakt tego "dziwnego zbiegu okoliczności" wytykano w literaturze już w XVI w., nazywając Santiego "bogiem sztuki".
    [Można się domyślać, że od tej sprawy pochodzi w ogóle nazwa epoki: Odrodzenie (to samo oznacza słowo "renesans": ponowne narodziny) -- od sprawy śmierci Rafaela. Żył przecież od Wielkiego Piątku do, znowu, Wielkiego Piątku: znowu dzień narodzin. A zauważmy, że przecież papieże w tamtej epoce miewali synów (Cezar Borgia) itd., znane jest ówczesne zepsucie, jak również inwestowanie w kulturę i artystów, tzw. mecenat, właśnie może w Rzymie i u papieża najsilniejszy. Zaś z drugiej strony -- przecież tak wcześnie, jak w XVI w., gdy sprawa wciąż jeszcze trwała, nikt by pewnie jeszcze sam z siebie nie miał takiej wizji dziejowej, która by aż narzucała wyodrębnianie nowej epoki, nazywanie jej itd., a zatem nie było się czym zasugerować: najpewniej to szło z góry, od decyzji władców się biorąc, podobnie jak to zabójstwo. Sam renesans można wobec tego postrzegać jako skutek zepsucia i poważnej utraty wiary w papiestwie; to była w tym chyba najważniejsza sprawa. Co tutaj tak tylko na marginesie winien jestem odnotować czy może przypomnieć.]
    Pojawiają się pierwsze pomysły, by ten znamienny fakt jakoś wykorzystać i zaakcentować w historii. Fajny zresztą z różnych też innych powodów jest ten Santi! Cóż za ładne nazwisko (oznacza dosłownie: "święci")... Może go zabili władcy włoscy, czyli po prostu papieże -- przecież to 69 w dacie, jak również ten Wielki Piątek na obu krańcach życia, to uderzająco nieprawdopodobna niepowtarzalna sytuacja (zaś przecież już w X w. były jakieś orgie gejowskie na Lateranie itd., w papiestwie co jakiś czas były przecież okresy zepsucia). No i artysta -- nie byle kto... Wśród artystów największe szanse na świętość mają być może muzycy. Plastycy już niezbyt są w modzie, trudno im zarobić. Literatom także, przy tym oni dużo czytają, jeszcze by się w Biblii zaczytywali, powątpiewali... Do pisarstwa poza tym trzeba mieć zacięcie. Może jakaś inna branża. Natomiast artysta muzyk musi ciągle ćwiczyć, nawet godziny dziennie czy przynajmniej np. godzinkę, a chętnie więcej, generalnie więc to taki człowiek nadaje się do tego, by być świętym i za dużo o religii też nie myśleć, broń Boże krytycznie, tylko ją po prostu praktykować, a tak poza tym harówka i rodzina na głowie. W każdym razie: Rafael Santi to fajna postać, bo kojarzy się ze świętością, beatyfikacją -- a gdy jest trup, to pozostaje dzięki religii chociaż ta ironiczna nadzieja, że pójdzie do nieba, a nawet go beatyfikują. No i zwraca uwagę na możliwe zbrodnie. A kiedy umarł? 6. kwietnia. Zaraz wyjdzie na jaw, że się dobrze nadaje do sprawy niezwykłych dat życia-śmierci na kolejnych cyfrach opartych.
    [Mój komentarz: może myślano sobie przy tym tak: "Pozostanie w ten sposób ślad dla potomnych, jak to już dawno temu papież był w praktyce ateistą". Że w renesansie i że także w XIX w.
    Skąd ten punkt wziąłem, czy to jest na jakichś tajnych dokumentach z Watykanu oparte? No nie, ale widać, że następne punkty mają go w założeniu, chyba że dochodziło do jakichś skrajnie nieprawdopodobnych przypadków, ale to nie jest satysfakcjonująca rozum odpowiedź. A zatem musiał być jakiś plan, plan natomiast zaczyna się od tego, co jest potrzebne do wytłumaczenia wszystkich wymienionych tu dalej punktów jako produktów nie przypadku, tylko rozumowego myślenia. Natomiast na końcu punktu 10 wyjaśnię, skąd praktycznie na pewno wiadomo, że to już tak wcześnie, tj. w latach ok. 1874-1877, miało miejsce całe to kombinowanie (jeszcze zaś pewniejszy okres na wynalezienie sprawy mnie i mych przodków to następujące 20 lat: 1874-1894).
    Być może to ze względu na ten epizod z czasów renesansu -- nastąpił on za pontyfikatu Leona X (1513-1521) -- kolejny po Piusie IX papież przybrał w 1878 r. właśnie imię Leon. Proszę to porównać z tezą poprzedniego bloku tekstu w kolorze szarym -- aż się prosi o skojarzenie... "Specjalne nazwy własne dobieramy"...]

    .
  3. Nasila się w papiestwie, jakże politycznie upokorzonym po ponad 1100-letniej historii swej państwowości, myślenie o kreowaniu ludzkich losów, a nawet o stworzeniu osoby, która szczególnie źle skończy (poniżanie pojedynczych osób) -- myślenie o "rodzącej się tragedii", człowieku rodzącym się z fatum, że go kiedyś skrytobójczo zamordują. Co dopiero przy analizie liczb pod lupą okaże się oczywiste. (Por.: pierwsza znana książka F. Nietzschego, początek jego co większej i słynnej twórczości: "Narodziny tragedii". "Niewczesne rozważania" to była bodajże kolejna po niej czy w każdym razie prawie że następna. To stąd może takie klimaty? Ciągle ten dialog intelektualny z filozofią...)
    Wiedziano już może od jakiegoś czasu, że podszepty (dźwięk) mogą wpływać na myślenie, a tymczasem nowoczesna technika stwarzała nieznane dotąd możliwości. Mianowicie w latach 70-tych dopracowano wynalazek telefonu i dawał on pole do popisu wyobraźni, o ile tylko wie się o możliwościach sterowania umysłem podszeptami. Mógłby np. matce ciężarnej sąsiad jakieś szepty puszczać jak gdyby przez telefon i ona by od tego rodziła odpowiedniego dnia. Pomyślimy nad czymś takim, dla żartu i pokazania potomności, co my tu mamy na głowie, że ludzi zabijamy i tak dalej... Jakieś może Mleko i Usta itp., tego rodzaju nazwiska, się załatwi na przodków (
    wstępnie różne tego typu nazwiska wchodzą w grę, bo trzeba trafić w płci dzieci) zamiast normalnej rodziny, niech będą jakieś takie zboczone konotacje seksualne (tym bardziej, że sposób narodzin -- a mianowicie poprzez podmienienie szybko ginącego wcześniaka w szpitalu na dziecko zdrowe i normalne -- jest bardzo nienaturalny i jest swego rodzaju wyuzdaniem): wtedy zresztą, ze względu na ten seks, tym mniej będzie się to przyszłym pokoleniom z papiestwem kojarzyć. Co papież może wiedzieć o liczbie 69 albo przy niej kombinować, zresztą to nierealne jakieś tu machinacje robić... Może uwierzą, że to zrządzenie Ducha Świętego! Hihi. Ważne postaci kreujemy, może dzięki nim Kościół zostanie pokonany. Będzie miał w każdym razie może w przyszłości wrogów, a przecież kończy się lista papieży w "proroctwie św. Malachiasza", może około roku 2000. No, mniejsza z tym. W każdym razie prześladujmy tą datą rodzinę, w której przodkami, od których ktoś się wziął, jest "mleko w ustach". "Zrządzenie opatrzności" -- przecież jak tu inaczej te wszystkie cuda, te wszystkie przypadki wyjaśnić... Kto uwierzy w jakieś tam sztuczne ustawianie dat urodzin, to jest niemożliwe...
    [Mój komentarz: już prędzej nadaje się to na zrządzenie diabła. Te ustawiane daty nic tylko szerzą podejrzliwość. Budzą nieufność do Kościoła.]

    .
  4. Wychodzi na jaw sprawa ciągów cyfr. 6-ty kwietnia (czyli dzień roku 96-ty, gdy do końca roku pozostało 269 dni) to data 6.04, przy czym 4 = 1+3, a 6 = 2+4, można by więc zrobić jakiś ciąg cyfr 1234, w którym cyfry z końcówki dodaje się odpowiednio do cyfr z pierwszej połówki tego ciągu. Do jedynki dodaje się 3 i wychodzi numer miesiąca kwietnia; do dwójki dodaje się 4 i wychodzi dzień 6. A zatem weźmy pod uwagę potencjalne daty biegnące jak ciąg kolejnych cyfr. Analogicznie później może do roku (cyfry nr 5-6) doda się długość życia w latach (cyfry nr 7-8). Tak faktycznie jest w przypadku mej matki: 12345566 tworzyłoby narodziny 2. stycznia 1955 r. i śmierć ("miała 666 lat") 6. kwietnia 2021 r. Swoją drogą to tego dnia 6. kwietnia urodził się, później zamordowany (wcale nie skrytobójczo, a takie zdarzenie to w ogóle ewenement w polityce), minister sp...r... (sportu, rozgrywek) Dębski; urodził się tam, gdzie moja mama, czyli w Łodzi. Tego też dnia uchwalono obecną ustawę o Policji, a dzień wcześniej skończyły się obrady Okrągłego Stołu (zaczęły się natomiast równo 2 miesiące wcześniej — numerologiczna transformacja dat na zasadzie +2 jest bardzo powszechna w tej grupie). Całkiem więc możliwe, że nad moją matką naprawdę wisi fatum. Już od jej narodzin. To były zapewne "narodziny tragedii", podobnie jak np. narodziny jej matki (zauważmy, taki też tytuł -- "Narodziny tragedii" -- ma pierwsza w miarę duża książka filozofa Friedricha Nietzschego, od którego chyba wzięło się zainteresowanie nazwiskiem Niżyński, które brzmi prawie jak Niczyński: otóż był akurat dostępny taki tancerz, bo tu też zawód miał znaczenie, więc dlatego akurat w takiego pana trafiono, przy tym nie był to w pełni Polak, nawet podobno średnio czy kiepsko mówił po polsku, zaś Nietzsche przecież powoływał się na pewne polskie korzenie, choć to nie jest nijak udowodnione, no i przede wszystkim przez ostatnie 11 lat żył w wariatkowie; otóż tenże Nietzsche napisał w "Tako rzecze Zaratustra" ustami swego specyficznego proroka, twórcy koncepcji walki dobra ze złem i rozliczenia po śmierci w postaci piekła -- ustami proroka, który zszedł na nowo do ludzi nauczać ich, że nie ma Boga, tak np. -- powtórzę -- wspomniał w pewnym miejscu, co do jego prywatnych skłonności do teizmu: "wierzyłbym tylko w Boga, który by tańczyć potrafił").
    .
  5. Szczególna trafność daty 12345566 (w porównaniu z inną możliwą: 12345678; widzę tu ze 2 takie ładne możliwości, o ile za punkt odniesienia wziąć Piotra Nietzsche'yńskiego, Piotra filozofa ateistycznego, który żyć będzie dopiero kiedyś tam i mieć datę urodzenia prawie taką, jak prezydent Włoch PERTINI, czyli -- jak to dopiero dzisiaj wiadomo, bo Pertini to w XIX w. był tylko jeden z rodów włoskich -- 25.09.1986; matka musiała więc mniej więcej wtedy się urodzić, w okolicach lat 50-tych XX w.), powtórzę, szczególna ta trafność (o ile stosuje się tu wspomniane dodawanie yyyy-01-02 + xx-03-04 = yyyy-04-06, stąd data zgonu 6-ty kwietnia), pociągająca za sobą w takim razie rok zgonu 2021 i konkretną datę zgonu 6.04.2021, tkwi w tym, że zarówno cała ta data jest przesunięta o 1 dzień względem okrągłej, bo ktoś rodzi się 2. stycznia, czyli dzień po nowym roku, jak i długość życia jest prawie okrągła, lecz też przesunięta o 1, bo jest to długość życia 24201 dni. Zwracanie uwagi na tego typu kalkulacje będzie później pobrzmiewać przy dobraniu daty ciotki, bo też miała okrągłą długość życia i specyficzną przy tym datę śmierci pasującą na przedział lat. Przy tym z 24201 można też zrobić "kolejność zabijania": ktoś tam -- dwója (mój dziadek! Henryk Uzdowski), czwórka, bo udane 123456 (babcia!), potem znowu dwója (tu pewnie ta ciocia), a matkę zostawmy na koniec, zobaczymy, co z informatykiem. To może późniejsza interpretacja. W każdym razie matka nadaje się na sam koniec. Ponadto to "201" na końcu jest bardzo fajne, ponieważ brzmi jak "drugi stycznia" (data urodzin!). Był to może przesądzający, kluczowy argument. To dlatego odrzucono datę 12345678.
    .
  6. Kolejne plany co do sprawy nowego Nietzschego ("papieża-nietzscheanina", Piotra N.) i jego rodziny. Pomyślmy teraz nad dalszą, tzn. zwłaszcza tą wcześniejszą jeszcze, rodziną tej prześladowanej osoby, zapewne o nazwisku w rodzaju Nietzsche. Zarazem pomyślmy też o przyszłym losie (toczącej walki narodowowyzwoleńcze, a zarazem na tle całej Europy wyjątkowo przywiązanej do katolicyzmu) Polski: o jakimś MOŻE, jeśli się uda, artyście z Polski, którego z pomocą polityków ewentualnie kiedyś się bardzo upokorzy -- taniec nadaje się na taką dziedzinę, bo w niej jest już niejaki tancerz Tomasz Niżyński z Warszawy, późniejszy ojciec Wacława Niżyńskiego (mój komentarz: papieże później -- mając w założeniu fakt historyczny chyba od nich niezależny, jakim była rewolucja rosyjska z 1905 r. -- chyba pomogli załatwić wolną Polskę, tj. II RP, ponieważ w 1914 r. wybuchła z inspiracji oficjalnie tylko rządu serbskiego I wojna światowa jako oficjalnie jakieś następstwo zamachu na austriackiego arcyksięcia, podobno inspirowanego przez rząd serbski -- otóż skoro nasz wódz, na którego późniejsze inicjały papieża JP, długo szykowane od kilku pontyfikatów, jak gdyby wskazywały, to Józef Piłsudski, a brzmi to jak: Pius-udzki, to może to papież wywołał; tym bardziej, że równie idiotyczny efekt, mianowicie jakieś wielkie działania na arenie międzynarodowej, na skalę globalną, zapoczątkowane w sumie małym incydentem, choć bardzo zuchwałym, a mianowicie atakiem na World Trade Center, czyli ta cała tzw. współczesna otrąbiona przez Amerykę "wojna z terrorem", wydaje się być dziełem papieża Jana Pawła II, którego świadome było też jego otoczenie; ot takie zwalczanie ludzkiego strachu przed piekłem, czynienie zbrodni przeciwko ludzkości idących chyba z samej góry... tak to mi wygląda). W nawiązaniu do wcześniejszych rozważań zapoczątkowanych datą 6. kwietnia zauważmy, że skoro mamy 12345566, to ww. "wymarzona osoba z wymarzonych przodków się biorąca" (z 6. kwietnia jako datą zgonu, urodzona wskutek przekrętów w szpitalu i nieuleczalnego wcześniactwa spowodowanego przekazem podprogowym wmawiającym matce potrzebę szybkiego zgłoszenia się do szpitala celem rodzenia) pasuje oczywiście najwyżej na matkę przyszłego Piotra ("świętego Piotra", papieża) Nietzsche'yńskiego, o ile ten miałby żyć w okolicach roku 2000 i mieć (powtórzmy tu) trzecie, jeszcze inne nazwisko Nietzsche'yński (a nie, powtórzmy, Mleko [tzn., jak to się w końcu ustaliło, Mliczewska] ani Usta [tzn., jak to się w końcu ustaliło, Uzdowska], co tutaj miało przyświecać osobie z 6. kwietnia, specjalnie dobranej). Otóż dobrze, jest matka Piotra Niżyńskiego; on sam dobrze, żeby się urodził wtedy, gdy ten polityk Pertini, któremuśmy pomagali wypłynąć na wierzch pod koniec życia (tak, iż nawet został prezydentem Włoch), jedynie z drobną zmianą w roku (zamienione miejscami 2 środkowe cyfry) -- zauważmy, prezydent Włoch PERTINI urodził się 25.09.1896 r., a ja 25.09.1986 r., jak dowodzę tu na forum -- teraz powstaje pytanie o kolejne osoby z rodziny. Jeszcze wcześniejsze. Bo trzeba pokazać, że od dawna w papiestwie dzieje się źle; to chcemy pokazać, że tu nie ma jakiegoś wyjątku na skalę ludzkości, że tak wielu nie wierzy, a papieże jakoś są do tego intelektualnie niezdolni. Otóż nie, już od dawna jest niewiara. W każdym razie: trzeba zorganizować jakąś np. babcię przyszłego Piotra. W tym celu spójrzmy na kolejne, inne jeszcze kombinacje kolejnych cyfr, najlepiej począwszy od jedynki. Wybierzmy najlepszą możliwą, najtrafniejszą kombinację, by dla przyszłych pokoleń niosła maksymalnie dużo informacji w sobie zawartych. By nikomu nie śniło się nawet, że to jakiś przypadek.
    .
  7. Rozważanie, jaką tu datę urodzin dobrać memu przodkowi (rodzicowi matki). Idea: oczywiście skrajnie łatwo napisać sobie 2 daty na cyfrach od 1 do 6 i nawet nie stymulować poród w takiej dacie, tylko po prostu takiego kogoś znaleźć. W takim układzie dopiero w latach 50-tych byłby potrzebny przekaz podprogowy: mianowicie w rodzinie (małżeństwie) osób, z których jedno ma taką datę urodzenia. Da się oczywiście kogoś takiego znaleźć, kto ma datę na cyfrach kolejnych od 1 do 6 opartą (Kościół ma swoje metryki), i jego małżeństwo. Wystarczyłoby więc, że jakaś Mliczewska z Uzdowskim się poślubią i będą mieli jakąkolwiek dziewczynkę -- trzeba by tylko się postarać o poród w odpowiednim dniu -- później ta sama ich córka Uzdowska zostaje "z Bożą pomocą" żoną Niżyńskiego i ma ciekawą datę urodzenia. Gdyby nie to, że te nazwiska Mleko i Usta pasują do dat 12345566, czyli 6. kwietnia, co jednak łatwo mogliby nawet wszyscy przeoczyć (mógłby nikt w ogóle tego nie zauważyć), to nawet i pojedyncza bardzo dziwna trafność w dacie urodzenia (i śmierci) mej babci mogłaby ujść uwadze. No dobrze, nie jest to może przypadkowe, że ma 11 23 4-4 5-6 (4.4.2011 r. i 5.6.1923 r.), natomiast po prostu znaleziono osobę o takiej dacie urodzenia, zaś pierwsze eksperymenty z przekazem podprogowym, z wywoływaniem porodu dzieci w odpowiedniej dacie, były pewnie dopiero w 1955 r.! I mało to by wówczas sensacyjne było, mało w tym by było prześladowania jednostki i zbrodni. I to nie pokazuje też niewiary, tego, jak daleko sięga wstecz w czasie. Ale -- by kiedyś w przyszłości pokazać, że my już teraz prześladujemy, zabijamy ("mafia wydała wyrok, z opóźnionym wykonaniem") i znamy już 'przekaz podprogowy', a także, by pokazać, że jesteśmy głębocy w rozumowej refleksji nad Bogiem -- zróbmy sprytniej i niech (ściśle w konkretnej rodzinie! w rodzie jakimś z Mlekiem czy Ustami związanym...) będą aż "2 pieczenie na jednym ogniu": skoro jest jedno dobrane pod efekt, którego chcemy, to może się uda coś jeszcze ustawić! Jednocześnie dwa wielkie trafy! W datach życia babci czy dziadka. Wtedy to już na pewno nie przypadek, sprawa będzie pewna i udowodniona, a swoją drogą może ludzie dzięki temu zwrócą uwagę też na to 69, na te konotacje seksualne w nazwiskach rodowych. (Uwaga na marginesie: to trafianie w 2 rzeczy naraz kojarzy się też z filozofią historii, w kontekście polemik między teizmem a ateizmem. Jeśli by nawet dało się załatwić-zorganizować taką historię świata, że ma konkretny wynik w jakimś momencie, to dostroić ją dodatkowo tak, że coś tam jeszcze się ustawi, innego dnia, w innym miejscu, wydaje się już niemożliwe. Jest to argument przeciwko planom Bożym, zwłaszcza takim "na wstępie historii"; Bóg może się jawić jako nieco ubezwłasnowolniony w świecie, w którym nie ma na każdym kroku jakichś cudów... Albowiem, mając daną historię świata czy odpowiedni interesujący nas jej fragment, zauważmy, że gdyby jedno miało tutaj być inaczej, wszystko musiałoby być inaczej, także wstecz. Może nie totalnie, bo mało istotne rzeczy tracą na znaczeniu, jest to wyraz zarówno działania inteligencji ludzkiej, której kluczową cechą jest odporność na przypadki i determinacja, jak i nawet inteligencji przyrody nieożywionej wyrażającej się np. w doborze naturalnym, w selekcji. Ale generalnie gdyby chcieć jedno w historii mieć inaczej, trzeba by zaraz zabrać się za jego przyczyny i następstwa i zmiany rozchodziłyby się na przeszłość i przyszłość odmieniając ją. W ten zaś sposób psujemy z kolei to, co było już ustawione, w końcu okazuje się, że te przyczyny, które łapały za kończynę poprzednio upatrzone skutki, już nie istnieją itd... Jest to bardzo ważna, jak mniemam, kwestia w filozoficznej debacie teizm-ateizm. Nie trzeba nawet podnosić problemu rozwoju z małego zarodka na podstawie jasno określonych transformacji wynikających z praw przyrody, które nie mają szans wytworzyć końcowego bardzo rozbudowanego obrazu wedle dowolnego zamysłu, nie trzeba rozważać, na ile w ogóle jest taki "zarodek" wszechświata i na ile jest on wyzuty z informacji mających znaczenie dla jego przyszłości. Nie mam tu oczywiście, w tej dygresji co do układania historii pod konkretne efekty, w założeniu zupełnego determinizmu [pewnie zaraz wielu chętnie wytykałoby to jako zarzut], bo w to bynajmniej nie trzeba wierzyć -- wystarczy, że istnieją jakieś powiązania. Jakieś powiązania, jakieś warunki konieczne tego, co się dzieje, będące w przeszłości, to chyba każdy rozsądny człowiek uznaje. W ogóle to zabierając się do filozofii historii dobrze jest chociaż znać taką kwestię, jak tzw. dylemat determinizmu. Istnieje też pokrewna krytyka wolności woli oparta na nieskończonej regresji, które w sumie pozwalają faktycznie uznać "przypadkowe" za "przypadkowe" w sensie pozaświadomego, w każdym razie tak by było w duchu filozofii nietzscheańskiej, aczkolwiek to już poniekąd niekonieczne refleksji po spojrzeniu na tę filozofię i na kwestię wolności woli w filozofii.
    UWAGA: kontynuacją powyższej filozofii historii jest sprawa tzw. ewolucji memów. Ewolucjonistyczne rozumienie historii, które zresztą jest jak najbardziej poprawne -- bo nie chodzi tu o biologię, tylko o pewną narzędziownię wykładania procesu stawania się świata, powiązaną też ze sprawą tzw. dylematu determinizmu -- pozwala zrozumieć, że w świetle tego, jaka jest historia, tego, że nie ma na każdym kroku cudów, a nasi przodkowie są tego świadkami, nie wybawia teizmu z tej pewnej filozoficzno-faktycznej opresji to, że może Bóg od czasu do czasu jakieś interwencje wprowadza. Co jakoby "ratuje" koncepcję Opatrzności Bożej. Nie, nie jest tak dobrze, ponieważ jednostkowa interwencja jest zawsze niczym więcej, jak tylko -- można tak powiedzieć, posługując się powyższą (jak najbardziej od strony logicznej słuszną i uprawnioną) "narzędziownią" -- przypadkiem względem ogólnego kierunku rozwijania się historii. W efekcie, miażdżąca większość przypadków, gdy weźmie się pod uwagę skalę masową oraz dłuższe odcinki czasu w historii, nie ma znaczenia, zanika, jest eliminowana. Jak u Darwina. Jest to zresztą cecha układów inteligentnych: to, że są odporne na przypadek. A niewątpliwie inteligencja jest cechą bardzo ludzkości właściwą -- i w historii (ludzkości, kultury, polityki, technologii...) ma spore znaczenie. Co do zasady zaś kierunek historii jest wyznaczony przez psychologię stosunków międzyludzkich (mam tu na myśli wewnętrzną konstytucję homo sapiens). To od kwestii psychologicznych zależy, która wiara wygrywa, która przegrywa; które spośród opowieści o cudach, od których poniekąd nawet roiło się w starożytności (w I w. n.e.), zdobędą największy posłuch dla jakiejś religii. Jak twierdzą badacze, którzy opublikowali pewien artykuł naukowy na temat przyszłości religii w Europie, p. hasło Ateizm w Wikipedii: w sytuacji, gdy ktoś jest na granicy różnych wyznań i wchodzi ewentualnie w grę zmiana, skłonność do zmiany religii jest tym większa, im bardziej jest ona użyteczna. Tak przyjęto w równaniu różniczkowym opisującym dynamikę tych procesów (tamże jest to bodajże zmienna u jak ang. utility). Wydaje się to słuszne założenie, ponieważ gdy ktoś jest na tyle letni i obojętny, że gotów jest ewentualnie religię zmienić, to wszelkie innego rodzaju wartości i kryteria oceny są wtedy istotne i nim rządzą w tym zakresie, podczas gdy same wytyczne religijne nie mają (wg założenia poczynionego tu wcześniej w zdaniu) zbytniego znaczenia. W skali makro to już jest bardzo wyraźne zjawisko, że -- obok oczywiście innych rzeczy, takich, jak np. charyzmatyczność nowych liderów religijnych z nowej wiary itd. -- ludzie idą za głosem swych zupełnie innego rodzaju ("niższych") potrzeb, np. majątkowych (znany przykład to przechodzenie podbitych przez muzułmanów krajów chrześcijańskich na islam, w sporej mierze dobrowolne i podatkami inspirowane, korzyściami majątkowymi), gdy religijnie są dosyć letni i niezaangażowani. A zatem, upraszczając to wszystko do jednego "megakryterium": liczy się wtedy to, czy dana nowa religia dla takiej osoby jest korzystna. To, na ile ona coś dobrego ze sobą przynosi.
    Rozwinięcie powyższego wątku jest po prostu w filozofii Nietzschego. O tym ona jest, w swej głównej części -- choć rzadziej jest w niej mowa o Bogu, a częściej o moralności, no ale widać tam już dobrze, o co chodzi i do czego to zmierza. W każdym razie widzimy, że na gruncie samej tylko rozumowej refleksji, wzbogaconej w zupełnie tylko podstawowym zakresie empirią, czyli wiedzą-doświadczeniem, Bóg w historii świata może po prostu nie mieć znaczenia -- i nie mieć możliwości jej kreować. Przy takim stanie rzeczy, jak jest, i przy takim ukrywaniu się, jakie występuje, i przy takim absurdalnie wręcz [z punktu widzenia religii] daleko posuniętym braku cudów. Które raczej powinny by być na każdym kroku, by ratowany był właściwy kierunek świata.
    To nie są tylko moje autorskie myśli; nie ja wpisałem Janowi Pawłowi II na stronie o nim w Wikipedii już w pierwszych zdaniu, że był to "filozof historii"... Podsumowując krótko ten argument: "spróbuj tylko stworzyć coś takiego! -- praktycznie zawsze się nie da". To znaczy: dla prawie każdej zachcianki Boga (słowo "prawie" ma tu znaczenie, jak w matematyce np. w sformułowaniach "prawie wszystkie" -- nieskończona liczba możliwości minus skończona liczba niepasujących do schematu, w tym przypadku zapewne bardzo mała). Można więc przyjąć, że akt twórczy jest praktycznie niemożliwy. Zostają tylko procesy fizyczne, natomiast zegarmistrz jest ślepy i nie ma w tym swej roli. Oczywiście nie tyle głoszę tu swoje twierdzenia, co po prostu przytaczam znane polemiki ze strony ateizmu, na gruncie filozoficznym stojące. Tym bardziej trudno o powodzenie, że Bóg mógłby być praktycznie jakikolwiek, jest nieskończenie wiele możliwości tego, jaki Bóg jest, podczas gdy ludzkość sobie wytwarza idee pod siebie, pod to, co mocą ewolucji memów najpewniej wygrywa. Prawdopodobieństwo, że czyni to trafnie, wynosi praktycznie 0. Podobnie, jak prawdopodobieństwo tego, że Bóg jej wytworzył obecną wiarę wedle swej woli i Opatrzności. -- Tak oczywiście mówi się w filozofii ateistycznej, która stara się zbudować racjonalny system.)

    .
  8. Pomysł: zbieżność z datą śmierci znanego świętego, a nawet zbieżność podwójna. Spójrzmy teraz na, sąsiedniego niemal względem Rafaela Santiego w kalendarium, Izydora z Sewilli i jego rocznice (rozważać by mogli tak samo też może inne opcje z tego typu ciągiem cyfr; innych świętych). Przeglądając te wszystkie rocznice, które są późne przecież, 4-cyfrowe, można sumować pary (np. 1375-ta rocznica, to wychodzi 13+75=88) i jest jakaś liczba nadająca się na długość życia. Dla każdego roku zgonu i dnia 4.04 (ewentualnie w ostateczności może to być dzień narodzin, a nie zgonu, ale to w ostateczności, jeśli się nie uda normalnie) można na tej zasadzie dobrać rok urodzin i odwrotnie, dla roku urodzin -- rok zgonu (przy założeniu daty zgonu 4.04). Np. Nietzsche nieco przyczepił się pojedynczym zdaniem w "Antychryście" liczenia czasu od narodzin Chrystusa, to można by też liczyć lata od narodzin babci Niżyńskiego, z jej roku urodzenia zrobić "rok 0". XY-wa rocznica Izydora przyświecać będzie zgonowi babci w roku X+Y (względem roku narodzin przyjętego jako 0). Brawo.
    [Mój komentarz: tylko pomyślcie, co by nasz Sejm z tego zrobił, gdyby 4.04 to były urodziny, a nie zgon. Też tak się da. Byłby wtedy u nas cały rok Izydora z Sewilli. Czemu nie?...]

    .
  9. Wyliczenie oraz słowo o tym, że to się musiało udać, a nawet można by dobrać sobie innych świętych i też by się udało. Przechodząc tutaj do kwestii KONKRETNYCH dat: można u Izydora (sąsiedniego względem Santiego, było pewnie jeszcze kilka innych opcji tego typu, tj. na kolejnych/identycznych cyfrach, niekoniecznie 4-4, tj. 4-ty kwietnia) znaleźć taką rocznicę śmierci (jak się okazuje, nawet wśród okrągłych, czyli w grę wchodziłaby np. tylko co 5-ta), że cyfry roku tej rocznicy będą kolejne lub identyczne. Dla danej rozpatrywanej daty zgonu, przypadającego wedle zamysłu na rocznicę (a wchodzą w grę lata 2-cyfrowe z kolejnymi lub identycznymi cyframi) prawdopodobieństwo takiego roku urodzenia, że cyfry są identyczne lub kolejne, wynosi 2:10, czyli 1:5. Zauważmy, że skoro aż co 5-ty taki jest, to łatwo znaleźć taki (w sposób konieczny wyliczony na podstawie nru rocznicy Izydora) rok do pary, tj. rok urodzin; i odwrotnie, dla każdego roku urodzin [a oczywiście chcemy sobie dobrać pasujący, tj. co najmniej na pewno taki, który ma swe 2 cyfry identyczne lub kolejne]znajdzie się rok śmierci. Wyjdzie więc także (da się poustawiać) 123456 przy odpowiednim układzie. I będą te niezwykłe daty dla babci. Jest przy tym nadzieja na podstawie roku śmierci dowolnie wybranego świętego, np. Izydora, ale i jakiegoś innego, coś takiego załatwić; 4.4 Izydora (4-ty kwietnia), czyli dwie czwórki, w tym przypadku padałyby w datach życia, a w innym co innego, rok zaś końcowy lub początkowy dobrano by taki, jak pasuje, pozostały zaś by się znalazł. Typowo, skoro chce się okrągłej rocznicy (nie więc jakiejkolwiek, lecz np. co 5-tej), to wchodząca w grę fluktuacja w długości (tak ustawianego) życia babci wynosić tu więc będzie ok. 20 lat: tyle, jak można oczekiwać, jest pod znakiem zapytania (co 5-ta rocznica i przy 5 próbach losowo jedna odpowiednia [tzn. z rokiem mającym identyczne lub kolejne cyfry, nie większe niż powiedzmy 6, maksymalnie 7, bo czwórka się powtarza] się powinna zdarzyć raz na 25 rocznic, czyli jest fluktuacja dopuszczalnej długości życia w latach o ok. 25 lat życia, średnio rzecz biorąc; opcje +0, +5, +10, +15, +20 lat wchodzą w grę względem pewnej długości życia, wśród nich trzeba będzie wybrać właściwą-okrągłą, stosownie do roku narodzin, skoro wspomniane 25 lat to może być od +0 do +24). Przy tym przy rocznicach okrągłych rozumianych jako podzielne przez 5 (rocznica 1360-ta, 1365-ta itd. Izydora z Sewilli -- przypominam, że babcia koniec końców zmarła w jego 1375-tą rocznicę, w roku +13+75 względem jej narodzin...) mamy przede wszystkim (jako co drugą) rocznice powiększające pierwszą cyfrę roku dwucyfrowego, przy czym druga pozostaje bez zmian, co pozwala na dostrojenie cyfr do siebie, oraz przyspieszające to dostrajanie przesuwanie przy co 2-ej rocznicy drugiej cyfry o 5 (a zatem można też trafiać w inną cyfrę niż ostatnia przy dostrajaniu pierwszej z dwucyfrowego zapisu roku; można trafiać w o 5 większą). Z pewnością pozwala to trafić w końcu losowo -- i to bez długiego czekania -- w odpowiedni drugi rok związany z życiem i śmiercią (porównaj: pisma Wacława Niżyńskiego pod koniec życia uznawane za jakiś przejaw jego nienormalności... robił podobno zapiski pod nagłówkami "O życiu" oraz "O śmierci") taki, że skoro jeden ustawiamy na dobry, czyli z cyframi identycznymi lub kolejnymi, to i drugi (dopełniający go rok: śmierci lub narodzin), podyktowany numerem odpowiedniej którejś okrągłej rocznicy, też będzie taki. Natomiast gdzieś w środku "cyfr życia i śmierci" padać będzie 4-4, bo to data zgonu Izydora.
    [Mój komentarz: Proszę Państwa, pokazałem, że było wysokie prawdopodobieństwo znalezienia czegoś odpowiedniego już u Izydora. Natomiast gdyby nie było to możliwe, to od biedy można by szukać i innych świętych. I na pewno w końcu by trafiono w odpowiednie daty (narodzin i śmierci), tj. mające z jednej strony cechę bardzo nietypową, że tworzą ciąg cyfr od 1 poczynając, zupełnie jak u tej matki z fatum 6. kwietnia, a z drugiej kolejną cechę nietypową, że rok śmierci to rok urodzin powiększony o dodane kolejno pary rocznicy śmierci jakiegoś świętego. Który akurat miał rocznicę zgonu w dniu zgonu babci. Świętych przecież jest mnóstwo; można dobrać takich z identycznymi cyframi dzień-miesiąc lub cyframi kolejnymi, tzn. jedna o 1 większa od drugiej, co pozwala zawrzeć je -- w ramach daty zgonu planowanej osoby -- we wspomnianym ciągu cyfr zaczynających się od 1.]

    .
  10. Daty znaleziono! Dosyć pasujące do tych u mej matki, bo też "ciągowe", tworzące ciąg cyfr (ale zauważmy, jaka dziwna sytuacja! babcia miała 2 córki, pierwszą w wieku 31 lat, drugą w wieku 33 lat, czyli bardzo późno, zwłaszcza, jak na tradycyjne społeczeństwa katolickie; wynika to właśnie stąd, że nie tak łatwo było znaleźć datę, daje się odczuć to "co 5-ta tylko" w połączeniu z tym, że "zafiksowana", "ustalona" była już data dla mej mamy, czyli córki tej babci -- może to dla wyjaśnienia tej późności babcia miała wyższe wykształcenie, z czego można też wnioskować: będą umieli się zabezpieczać, unikać dzieci, w ogóle też z dziećmi nie będzie pośpiechu?... -- wojna też oczywiście zrobiła swoje, ale przecież ludzie się żenili i w wojnę -- przecież nietypowo 3 z 4 dziadków mam z wyższym wykształceniem, dziś to standard, ale dawniej to była rzadkość także wśród mieszczan). Będzie to: 5.6.1923 i 4.4.2011 r. To są daty w sam raz dla babci, może opcjonalnie dziadka. (A tutaj zobaczcie dowód na to, że później faktycznie takie zastosowano — akt zgonu.) Trzeba zarezerwować różne rodziny przybranego pochodzenia, różne opcje; nie jest tu może tak ważne, czy to dziadek, czy babcia taką datę będzie mieć. Przede wszystkim pamiętajmy, że nigdy nie wiadomo, czy urodzi się chłopak. A matki po porodzie to widzą. Jeśli więc w jakimś rodzie Niżyńskich urodzi się 25.09.1986 dziecko, a będzie to niestety dziewczynka, to może skompensują to inni NIżyńscy, z podobnym efektem w rodowodzie (też to mleko i usta gdzieś tam lub coś w tym rodzaju).
    [UWAGA: skąd wiem, że te wszystkie spiski, plany to już w tej wczesnej fazie były? To proste: ponieważ od tego, czy uda się wypracować spiskowe daty życia i śmierci konkretnych przodków przyszłego Piotra N., a mianowicie jego jakiejś babci czy dziadka, zależało to, czy jakiekolwiek znaczenie będzie miała postać Izydora z Sewilli. A o nią teraz będzie chodzić w kolejnym punkcie. Okazuje się, że właśnie postarano się o pewne "rozreklamowanie" tej postaci św. Izydora z Sewilli, a przecież jest ona jakże zgodna z -- będącą obok w kalendarzu -- postacią Rafaela Santiego i sprawą dnia 6. kwietnia.]

    .
  11. Rok 1885. Powstaje najbardziej znane (a zarazem nieco nudne i stylizowane na jakąś parodię Biblii, ale też mające pewne ważne czy subtelne wniknięcia i przekazy idei, refleksje i ukryte treści) dzieło Nietzschego: "Tako rzecze Zaratustra". Wyraźnie kojarzy się ono z obecnym skandalem w papiestwie, sprowadzającym się do "zejścia papieża ze swych pustkowi i wyżyn do ludzi i dzielenia się z nimi niewiarą". A zarazem: dziwnym trafem (wpływ papieża?) pojawia się akurat dopiero w świecie tańca, robi w nim pierwsze kroki postać Isadory Duncan (jakże kojarząca się z zabijaniem mej rodziny! no i pewnie to dlatego istniał zespół muzyczny "Papa Dance"...), co brzmi jak: IZYDORa Dance!, przy czym do wspomnianego dzieła trafia parę lat po swym narodzeniu... jakaś wzmianka o tańcu w bardzo ważnym kontekście. Wskazuje to, że ludzie powiązani z papiestwem mogli także i później być w kontakcie ze swym ulubionym filozofem; oczywiście w kontakcie raczej subtelnym, w pełni szanującym autonomię pracy filozofa (na pewno więc nie na zasadzie jakiegoś przekazu podprogowego), bo to był tak czy inaczej zdolny człowiek, a technologie głośnikowe były w zupełnych powijakach, fale elektromagnetyczne dopiero zaczynano opisywać równaniami, a więc tylko teoretycznie, już w późnej części twórczości tego filozofa na krótko przed jego trafieniem do szpitala. Otóż Nietzsche zwrócił swą uwagę na taniec takimi oto słowami swego "proroka" (kojarzącego się z papieżem): "Wierzyłbym tylko w Boga, który by tańczyć potrafił" w "Tako rzecze Zaratustra" (tom I). Z kolei w Ecce Homo, czyli swej autobiografii, wspomniał taki oto dziwny fakt: "Można mnie było często widzieć tańczącego" (i, w tym samym zdaniu po średniku, jak gdyby robiąc aluzję do interwencji papieskich u innych polityków: "mogłem wtedy, bez cienia znużenia, chodzić siedem, osiem godzin po górach" [tak w: pkt 4 o Tako rzecze Zaratustra] — wyjaśnieniem jest tu najprawdopodobniej przekaz podprogowy, ale odniosę się do tego dopiero pod koniec tej listy). Zauważmy, najciekawszą postacią tańca (ang. dance), choć może wszystkie one wydawały się równie nudne, była wtedy niewątpliwie (należąca chyba pod tym względem jeszcze do przyszłości: dopiero w latach 90-tych, chyba w ich I połowie, dziewczynka ta zaczęła nauczać tańca) Isadora Duncan -- ze względu na (1) imię kojarzące się ze św. Izydorem z Sewilli, bardzo bardzo rzadkie (pochodzenie jest pogańskie i dotyczy raczej egipskiej bogini Izydy), a także (2) zwłaszcza na nazwisko, bo brzmi podobnie do dance (pamiętajmy, że potężne było wtedy imperium brytyjskie). Otóż św. Izydor z Sewilli zmarł 4. kwietnia 636 r.; jest to data w kalendarzu tuż obok wspomnianej daty 6. kwietnia. Przydać się ona mogła przy kreowaniu człowieka do późniejszego zabicia, przy "narodzinach tragedii", człowieka z fatum śmierci w konkretnym dniu. Jest to dodatkowa wskazówka, że jakaś afera w papiestwie (z politycznym dziwnym wywieraniem wpływu na jednostki, a także szykowaniem jakiegoś "przełomu ateistycznego") sięgała narodzin Izydory, czyli roku 1878, a nawet czasu nieco wcześniejszego (bo najpierw trzeba coś obmyślić, żeby później wdrożyć, gdy nadarzy się okazja). Dosyć niewinne były tego złego początki. Może po prostu podpowiedziano, wyproszono, by chociaż drugie imię dziecka było Izadora, skoro nazwisko jest Duncan. W rodzinie matka umiała grać na pianinie, to było pomocne (może ktoś jakoś ich na ten tor skierował), dziecko zaś to już na pewno celowo wepchnięto na drogę tańca -- już w dzieciństwie Izadora i rodzeństwo dawały podobno lekcje tańca.
    .
  12. Nietzsche w 1889 r. trafia do szpitala psychiatrycznego, natomiast "dziwnym trafem" to w tymże roku rodzi się Wacław Niżyński. Może nawet filozof sam godził się na taki los...? W każdym razie to wtedy, w tym roku "musiał" jak gdyby dotrzeć do swej Itaki -- bo wtedy urodził się Wacław Niżyński; mówi się, że Nietzsche popadł w szał dzień po urodzinach mej przyszłej matki, tj. 3. stycznia 1889 r., gdy zobaczył bitego konia we włoskim mieście (Turynie). Proszę to porównać z moim blogiem (sprawa pedofilii), a także z poronieniem, jakie moja matka miała dzień po urodzinach mego ojca -- p. pkt 27.
    Nietzsche przygotowywał się niejako na to legendarne "szaleństwo", pisał swe istotne podsumowawcze książki w pośpiechu, by zawrzeć w nich wszystkie kluczowe myśli; te ostatnie lata 1888-1889 były u Nietzschego wyjątkowo produktywne. Zauważmy, sam Nietzsche wcześniej pisał (w Wiedzy radosnej, w słynnym fragmencie "Człowiek oszalały") o szukającym "w biały dzień z latarnią" Boga człowieku wśród niereligijnych tłumów, tekst nawiązywał do astronomii... Sam więc może dobrze czułby się w roli takiego człowieka oszalałego, a w każdym razie wyczuwał może jakieś niebezpieczeństwo. Bardzo rzadko pisał wprost o problemie nieba w swych książkach, krył to nieco, okazując, że wie, z obawy przed represjami, choć np. w Zaratustrze raz jest o tym mowa wprost (piosenkarz Wiła z ostatniego tomu). Co do Wacława Niżyńskiego to on chyba już jako dziecko zainteresuje się tańcem. Jako przypadek jest to bardzo nieprawdopodobne
    (i nie mówię tu tylko o tej zbieżności czasowej 2 wydarzeń; są tu przecież dwie ważne b. nieprawdopodobne cechy u tancerza, a nie były w tym zawodzie przecież setki tysięcy ani chyba nawet dziesiątki tysięcy: po pierwsze nazwisko pasujące do Nietzsche, po drugie narodowość częściowo polska, choć średnio czy kiepsko mówił po polsku, a tymczasem Nietzsche powiadał, że jest z pochodzenia Polakiem, że miał jakiegoś tam przodka w tym narodzie; hipoteza przypadku jest więc skrajnie mało prawdopodobna i niesatysfakcjonująca intelektualnie, należy natomiast podejrzewać spisek jako już zdecydowanie bardziej prawdopodobny -- pod warunkiem, że była jedna z 2 opcji, przypadek losowy albo spisek, spisek jest zapewne prawdopodobny na ponad 90%), natomiast wydaje się to następstwem jakichś propozycji i troski ze strony kręgów związanych z duchowieństwem. Sam Nietzsche następnie został jak się zdaje zatruty przez siostrę (na pewno za inspiracją z omawianej tu grupy przestępczej), jak zresztą wskazuje slogan, który jako jego "krytyka" przeszedł do popularnego języka ("Gott ist tot" -- Nietzsche. "Nietzsche ist tot" -- Gott. Po polsku: "Bóg umarł" -- Nietzsche. "Nietzsche umarł" -- Bóg. To jednak może wersja oszczercza, mająca wzbudzić sympatię i współczucie?... może coś jak podobno z zamachem na Jana Pawła II, w rzeczywistości na samego siebie podobno zorganizowanym), ale tutaj pozostańmy jeszcze w latach 1876-1885, by nie wyleciała "z pamięci" kwestia dat 4.04 i 6.04. Są to lata niedługo po opatentowaniu telefonu i przed wydaniem tomu 1 "Tako rzecze Zaratustra", który już dawał podstawę do skojarzeń z postaciami Izadory Duncan i Wacława Niżyńskiego. Zbieg okoliczności, o którym mowa na początku tego punktu, trzeba było przecież jakoś przygotować; istniał on pewnie w planach już od kilku ładnych lat.
    [Zauważmy, że już później specyficzny los Wacława Niżyńskiego wskazywał na to, że państwo go prześladowało, gdyż jeszcze w dodatkowy sposób dziwnie trafnie powiązał się on z losem Nietzschego. Prześladował go chyba państwowy szpital. Zrobiono z niego wariata. Są przecież nawet o tym spektakle teatralne: "Bóg Niżyński", zrobiono też piosenkę hiphopową Paktofoniki "Jestem Bogiem" oraz film "Jesteś Bogiem" w oparciu o te same wspólne natchnienia. Papiestwo już chyba od początku II RP, dzięki silnemu długowi wdzięczności ze strony naszych polityków, którzy traktowali to jak część polityki zagranicznej, miało spory wpływ na szpitale, to być może szpitale lub pogotowie ratunkowe załatwiały przekaz podprogowy przy poczęciu i narodzinach członków mej rodziny, tj. np. babci. Na wpływ na szpitale wskazuje też ważny w historiografii incydent: "Cud nad Wisłą". Każdy o nim słyszał i pamięta, że chodzi o wczesne lata 1920-te. "Cuda" w kontekście papiestwa kojarzą się naturalnie z potencjalnymi fałszerstwami szpitalnymi (p. np. minister Religa, znany ateista, co to wywiadów udzielał, jak to z wiekiem jest ateistą coraz bardziej, na czele resortu zdrowia -- czy znane powiedzonko szefa partii, który go tam usadowił, Kaczyńskiego, iż "cudów nie ma" -- czy np., że w cuda nie wierzy -- i że Tusk mami Polskę wizją jakiegoś cudu gospodarczego, co nie ma sensu; w każdym razie moja lista grupy przestępczej, obejmująca dobory ludzi do złych rzeczy po nazwisku, obejmuje kilka takich przypadków, np. o. Pio, siostrę Kowalską, są tam wyjaśnione rozliczne podstawy podejrzeń co do tych swego rodzaju cudów -- zauważmy też, jaki ostatnio cud i świętego zafundowano Polsce: ojca Papczyńskiego, innymi słowy: PAP-CZYN, papieski czyn... -- no i również nieomówione tam cudowne objawienia z Fatimy na innej podstawie można posądzać o bycie fałszywką zamówioną przez miejscowego biskupa: w tym ostatnim temacie patrz blog, wpis "Zeznania i dowody"). Zresztą nawet już wcześniej prześladowano bodajże Wacława Niżyńskiego. W 10-lecie odrodzenia się Polski powstał Teatr Ateneum, co jakoś tam brzmieniowo kojarzy się z ateizmem.]

    .
  13. Narodziny Sandro PERTINI (1896), który następnie został włoskim politykiem socjalistycznym, a pod koniec życia nawet prezydentem Włoch (mianowicie w roku, gdy Jan Paweł II został papieżem, tj. w 1978). Wypadł mu (patrz Wikipedia): 25. września 1896 r. -- a więc prawie jak moja przyszła (tym razem niewątpliwie dobrana! z pomocą przekazu podprogowego i obserwacji rodziców) data urodzenia 25.09.1986. PERTI-NI, czyli P...RT... NI..., to jak Piotr Ni..., tyle że w imieniu dwie środkowe cyfry na przeciwnych miejscach (zupełnie jak z tym rokiem urodzenia). W ogóle zresztą "Petri" to bodajże po łacinie dopełniacz od imienia Piotr (stąd np. patrimonium Sancti Petri -- patrymonium św. Piotra).
    Po kliknięciu tu obok można poczytać o łatwo dostępnych dowodach co do mej daty narodzin.
    Chyba po prostu rodzice poczęli dziecko, a matka poszła rodzić, tak, by wypadła odpowiednia data urodzin. Jest to data II rozbioru Polski (rozbioru pruskiego; nota bene Nietzsche to filozof pruski).

    .
  14. Papież wydaje encyklikę o świętym o nazwisku opartym na kolejnych literach NIZY (1897). Encyklika ma tytuł (pochodzący z jej pierwszych słów w dopełniaczu napisanych) "Kościół wojujący" (Militantis Ecclesiae), jej bohaterem jest św. Piotr Kanizy. (Zauważmy, dla porównania ja nazywam się Piotr K. Nizynski -- niewątpliwie te dwa ostatnie słowa zaczynają się od głosek brzmiących jak "Kanizy". Chyba przez wzgląd na tę encyklikę dostałem takie drugie imię, choć oczywiście ten, kto je dobierał, bynajmniej o tym nie wiedział -- to wpływ przekazu podprogowego.)
    W tym samym roku zamordowano kolegę Nietzschego, w nawiązaniu do daty zgonu mej przyszłej babci (która się wtedy nawet jeszcze nie urodziła). A zauważmy, w roku 1987 (rok przekształcony tak, jak w dacie urodzenia PERTI NI-ego, aby uzyskać datę moją, tzn. zamieniono miejscami dwie środkowe cyfry) urodził się martwy mój młodszy braciszek -- z tego pewnie względu, że był wcześniakiem (jak zresztą wszystkie dzieci mej matki, w rzeczywistości: matki przybranej), a w szpitalu go nie podmieniono.
    Jest to już wyraźne potwierdzenie, że koncepcja kreowania ludzi z odpowiednimi datami narodzin i z fatum śmierci w pasujących do nich dniach, a także koncepcja Piotra Niżyńskiego, zdecydowanie już wtedy istniały i miały pochodzenie papieskie.

    [Mój komentarz: wiele encyklik tego papieża, tj. Leona XIII, było aluzyjnych. Wprawdzie pisał też o komunizmie, ale i aluzyjnie o filozofii Nietzschego. "O wolności człowieka" (papież bodajże odnotował w niej istotne wyzwania dla koncepcji wolnej woli, takie, jak np. widmo fatalizmu po przeciwnej stronie do determinizmu; ponadto wypowiadał się np. o wolności prasy; a tymczasem co książka Nietzschego, to jakiś tam jeden ustęp był w kilku zdaniach o tym, że w filozofii w wolną wolę to się już nie wierzy, że jest to koncepcja chybiona); "O pojedynkach w państwach niemieckich" (jak już wspomniałem -- nawiązanie do książki "Niewczesne rozważania" Nietzschego, które recenzował Hoffman, bo one właśnie taki miały charakter); "O studium Pisma świętego", po czym zaraz jako kolejna w następnym roku: "O położeniu Kościoła w Polsce" (szkoda, że nie wprost: "O położeniu Boga w niebie"...), następna: "O różańcu" (skojarzenie: "Módlmy się o to"...), następna: "Kościół wojujący", następna -- rok przed śmiercią Nietzschego: "O poświęceniu się ludzi Najświętszemu Sercu Jezusowemu", po czym zaraz jako kolejna rok po śmierci Nietzschego: "O działalności społecznej katolików" (szkoda, że nie wprost, że jego siostry...). Na końcu jeszcze, bezpośrednio po niej: "O sakramencie Eucharystii". Przypuszczam, że raczej niezbyt to wierząca była postać ten papież, no, ale pewnie skorzystał na koniec życia, bo oficjalnie to po tym śladu być nie mogło.]

    .
  15. Śmierć Nietzschego w 1900 r. -- miesiąc przed moimi przyszłymi urodzinami. Zmarł 25. sierpnia 1900 r. (patrz Wikipedia). Na przełomie wieków (XXI w. jest liczony od 1901 r.). Rok dosyć okrągły, no a ta data już zupełnie dobija teorię o śmierci naturalnej. Nie zmarł chyba w szpitalu, bo stwierdzono, że to od jakiegoś udaru (ang. apoplexy -- New York Times); ale w innej wersji: że to "prawdopodobnie" od zapalenia płuc. Czyli dezorientacja. [Trudno mi ustalić szczegóły, nie ma nigdzie dowodów, że go zabrano do szpitala, siostra tego nie przyznaje, a w każdym razie nie widzę nigdzie szczegółów. Zawsze jeszcze wchodzi w grę jakieś potencjalne zatrucie go lekami lub nawet czym innym. Przecież to zresztą ostatnio najpowszechniejsza metoda zabijania w tej grupie przestępczej. Odsyłam w tej mierze do ogólnej listy zabójstw tej grupy oraz do wpisu na forum pod tytułem "Morderstwa" w dziale "Prokuratury i sądy o dochodzeniach i śledztwach", który chyba w całości jest o zabijaniu w szpitalach przy pomocy trucizn. Nawet prezesa TV Ławniczaka chyba kiedyś zabito w szpitalu, choć on niezbyt się jeszcze rozsiadł w fotelu prezesa, a tam zazwyczaj stosuje się jakieś trucizny, przecież trudno inaczej to załatwić. Śmierci w szpitalach ogólnie obserwuję mnóstwo, a to tylko podgrupa szerszego problemu zatruć (do którego zalicza się np. sprawa mego dziadka czy syna Wałęsy). Wracając do Nietzschego -- moim zdaniem zabiła go jego własna siostra, z którą już wtedy ludzie powiązani z Kościołem korespondowali zamiast z jej bratem, którego traktowali jak ubezwłasnowolnionego. Uzasadnienie? Gdyby było inaczej, to na pewno byłyby podejrzenia, że go zatruto, ze strony rodziny -- i w efekcie, zważywszy na to, że do władzy 33 lata później doszli naziści, nawet mogłoby się udać śledztwo. Przecież nie każdy pierwszy z brzegu przedsiębiorca byłby chętny zatruwać. Dlatego też najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie jest takie, że to była zbrodnia siostry, a nie przypadkowego (typowo) chrześcijanina-przedsiębiorcy, producenta np. leków czy żywności. Zresztą siostra na pewno by w przeciwnym przypadku te leki lub tę żywność zachowała do przebadania. Natomiast na pewno ona nie działała sama, tylko podżegały ją do takiego uczynku kręgi jakoś powiązane z "grupą watykańską", na co wskazuje trafienie tej śmierci w odpowiednią, inaczej przecież niedostępną, informację (tzn.: trafność daty śmierci -- są ślady po planach co do Pertiniego i, następnie, Piotra Niżyńskiego).]

    Powtórzę. Wyżej przedstawiony projekt (planowanie przodków Piotra Niżyńskiego i jego samego) jest niewątpliwie bardzo, bardzo stary, pochodzi prawdopodobnie najpóźniej z lat 90-tych XIX wieku, kiedy to nadchodził kres życia Nietzschego, wymierzony na rok 1900. Jednakże przecież nie sposób byłoby wytłumaczyć istnienia postaci tancerki (tańca uczyła już w dzieciństwie, ok. roku 1894) Izadory Duncan, która tak doskonale zbiega się ze sprawą zagadkowej śmierci jednego z największych artystów (Santiego) w dniu opartym o cyfry 69 (i, w konsekwencji, z Izydorem z Sewilli, który w kalendarium jest niemalże sąsiedni). Na podstawie istnienia tej postaci, obok przecież jeszcze drugiej nowej gwiazdy tańca: W. Niżyńskiego, można wnioskować o jeszcze większej starości sprawy mych przodków, bo ona sięga w takim układzie lat 1874-1878 (to ostatnie to rok urodzin tej tancerki o bardzo dziwnym i nietypowym, bo niechrześcijańskim, za to nawiązującym do bożka egipskiego, drugim imieniu). Co ciekawe i co się tyczy roku 1900, Nietzsche mierzył przyszłą historię w stuleciach, poruszając się po przyszłości jak prorok; rezerwował jeszcze XX wiek dla religii, ale powiadał "Dopiero pojutrze jest moje. Niektórzy rodzą się jako pośmiertni" (z Antychrysta; analogicznie w Woli mocy: "To, co opowiadam, jest historią dwóch najbliższych stuleci. Opisuję, co będzie, co inaczej już być nie może: pojawienie się nihilizmu. Tę historię można opowiedzieć już teraz: albowiem konieczność sama jest tutaj przy robocie" itd.). W każdym razie w papiestwie teraz po śmierci Nietzschego zaczęto kierunkować starania w polityce na sprowadzenie na świat odpowiedniej osoby czy to z rodu z Mlekiem się kojarzącego (w moim przypadku: Mliczewscy), czy z Ustami (w moim przypadku: Uzdowscy), o 2 pokolenia wcześniejszej od Piotra Nietzsche'yńskiego. Ta osoba ma potem (pomoże np. przekaz podprogowy, ale i może jakieś doradztwo) poślubić drugą do pary, by wyszło małżeństwo Mleko-Usta (jak to 69...), z którego będzie matka Piotra: ta, co to tragicznie skończy 6. kwietnia. W czasie tego myślenia to była jednak przyszłość. Trudno bowiem podejrzewać, by wszystko tak świetnie pasujące (przecież ten św. Izydor był tuż obok 6. kwietnia, rocznicy zgonu Rafaela Santiego, który to dzień był punktem wyjścia w tym rozumowaniu!) trafiło się na myśl tuż przed rokiem narodzin tej babci. O nie... Wymyślono to na pewno odpowiednio wcześniej. Z drugiej strony, dla przykładu, w roku 1896, gdy rodził się Pertini, jeszcze nie było warunków, by dostosowywać daty narodzin, bo nie było sprzętu elektrycznego nagłośnieniowego (pierwsze takie wynalazki powstawały już chyba w 1906 r. -- dla porównania, w Warszawie tramwaje elektryczne jeździły już chyba w 1908 r. -- zaś już w latach 191x stosowano je nieraz do nagłośnień, np. może megafony na baterie; to dane z Wikipedii); mimo to zanosiło się na taki postęp techniki, a sprawa tego, że podszepty mogą wpływać na myślenie człowieka, może była już znana zakulisowo w najwyższych kręgach. Otóż -- powtórzmy -- w międzyczasie (przed tym 1923 r., a właściwie: przed 1922 r., bo moja babcia musiała się dobrze począć, dobrego dnia, by wcześniactwo nie było tak zupełnie rażące), zanim załatwiono się z Nietzschem i zaczęto organizować życia moich przybranych przodków, załatwiono jeszcze co najmniej 2 rzeczy. Po pierwsze: kariera "pierwowzoru" przyszłego Piotra N.: (1) to, że w ogóle trafił się taki Wacław Niżyński. Mogłoby nie być akurat tancerza o takim nazwisku. Po drugie, co jeszcze pewnie starsze: (2) to, że jakaś Izadora (może to być drugie imię) kojarząca się ze św. Izydorem była tancerką. Te zaś rzeczy mogły mieć znaczenie nie wcześniej niż wydano książkę Nietzschego "Tako rzecze Zaratustra", tom I (1882). Patrząc teraz na dzieje Isadory Duncan (ur. 1877; swoją drogą w rodzinie umuzykalnionej urodzonej, bo jej matka grała na pianinie, a nawet dawała lekcje, już po narodzinach Isadory) widać, że na taniec zdecydowała się ok. roku 1894. Wtedy też zapewne rodzice prezydenta Pertiniego byli w takim wieku, że można było oczekiwać dziecka, więc już obstawiano lata 80-te XX w. jako moje urodziny. Zapewne więc na krótko przed 1894 r., pod wpływem rozwoju techniki (pierwsze mikrofony powstały w latach 70-tych XIX w.) oraz wiedzy o możliwości manipulowania umysłem podszeptami, zaplanowano Izadorę Duncan i Niżyńskiego-tancerza ("Niżyński-wierzący-w-Boga, a papież jest ateistą i nietzscheaninem" -- fikołki przypominające z wyglądu pozycję seksualną 69 i takież cyfry). [UWAGA, JESZCZE RAZ PODKREŚLAM: POKAZUJE TO, JAK STARA MOŻE BYĆ TA SPRAWA! NA PEWNO MOŻE SIĘGAĆ LAT 90-TYCH XIX W. -- to to w ogóle prawie że nic niepewnego, podczas gdy afera papieska z prześladowaniem jednostek już w 1922, na zasadzie rodzenia się z fatum śmierci ("wyrokiem" śmierci) w określonym dniu, to w ogóle sprawa pewna. Przecież musiała być rodzina odpowiednia, tzn. przodek np. Mliczewski, a ponadto cyfry 11234456 musiały dać się ułożyć. Są to cyfry dobrze wyznaczone, jak już udowodniłem. A zatem musiały być narodziny w odpowiedniej rodzinie odpowiedniego dnia. To po prostu wniosek z rozumu.] Zupełnie równolegle do Isadory Duncan niech kreują wielki rzekomo, "fenomenalny" talent jakiegoś Polaka czy lepiej pół-Polaka tancerza o nazwisku pasującym do Nietzschego (czyt.: Niczego), czyli Wacława Niżyńskiego, oraz potem niech niszczą go psychiatrami. Prawdopodobnie idea tych machlojek (odpowiednie drugie imię dla córki, zawód dla Wacława itd.) istniała nawet już wkrótce po wynalezieniu zadowalającej jakości mikrofonów i telefonów (co było warunkiem uprzednim tworzenia ludzi z fatum, kreowania "Narodzin tragedii" jakichś, narodzin ludzi z datą zgonu gotową), czyli w latach 70-tych XIX w., po patencie z 1876 r.: jako że narodziny Isadory Duncan 1878 r. były z jednej strony w rodzinie, w której potrafiono grać na pianinie, czyli umuzykalnionej i ukulturalnionej, nadającej się do tańca, a z drugiej strony pasowało to dziwne i rzadkie imię Izadora do optymalnego z punktu widzenia tych machlojek świętego. Tam 6.04, tu śmierć Izydora z 4.04, na której zarazem można oprzeć fajną datę śmierci i narodzin. Pokazuje to, że może na samego Nietzschego wpływ miały jakieś osoby podstawione przez papieża lub mające kontakty z ludźmi papiestwa i Kościoła. (On w ogóle tak jakoś dziwnie pisał to swe kluczowe dzieło... "Schodzi z gór do ludzi wielki znany prorok, choć może nie taki kluczowy dla religii, i naucza, że Boga nie ma" -- taki jest temat... Pod koniec twórczości, bezpośrednio przed tym, jak zrobiono z niego wariata [co się jakoś zapowiadało: napisał przecież "człowieka oszalałego", on chętnie też później wariata udawał, np. jadł swój kał] pisywał listy z pozdrowieniami dla papieża. Mianowicie w 1889, wkrótce później go zamknięto w wariatkowie i się stosownie do takiego statusu społecznego podobno następnie podobno zachowywał, chociaż kto wie. Że w ogóle zawarł ten Nietzsche słowa o tańcu w swym Tako rzecze Zaratustra, choć to w sumie nudny i mało zrozumiały wątek, jest sprawą nieoczywistą, wcale nie taką prawdopodobną z punktu widzenia bycia twórcą literackim; mało kto dziś fascynuje się wysoką kulturą, np. baletem, a i nawet taniec niezbyt jest w modzie. Po prostu ktoś mógł mu to podsunąć.)

    .
  16. 1908: We współpracy z jakimiś matematykami (przez grupę watykańską wylansowany był, być może, np. Kurt Goedel, przecież nazwisko kojarzy się z Bogiem, ang. God -- ta grupa parę razy już korzystała z anglojęzycznych skojarzeń, np. w nazwisku Kant -- i z Niemcami) papiestwo planuje jakąś przyszłą informatykę, teorię zbiorów danych, baz danych po prostu. Akcję pod Bezdanami Piłsudski ("Pius"-udski) wspólnie z Hellmannem (dosł. "człowiek piekła", ang. hell = piekło, man = człowiek, też po niemiecku) zorganizował w 1908 r., była to jego jedna z najbardziej zuchwałych grabieży ("ekspropriacji"): napad na pociąg. Miała miejsce dzień po moich przyszłych urodzinach (czyli 26. września). "Jedno z najbardziej zuchwałych złodziejstw -- przy tym informatyku będzie!". Ów eufemizm ("ekspropriacja" zamiast "kradzież"; "kradzież" zamiast "zabicie członka rodziny") to pewnie o tych planach co do zamordowania mej matki. Wszyscy widzą, co się szykuje, koleś już się połapał, może nawet będzie o tym wrzeszczeć prasowo, a i tak to zrobią, bo takich nam polityków naród wybrał, a Sejm się będzie bronić przed utratą władzy. Data nad nią wisi -- i już. Nic nie da się zrobić.
    [Co do teorii baz danych to faktycznie następnie to rozwinięto. Przejawy interesowania się papiestwa informatyką widać np. w sprawie śmierci siostry Faustyny (czasy znanego ojca informatyki, von Neumanna), patrz www.bandycituska.pl/ponazwisku.html. Zaś obecny od dziesięcioleci i niezmiennie podtrzymywany tzw. standard SQL (jest to standard baz danych, o który opiera się większość projektów bazodanowych, w tym systemy obsługi banków, lotnisk itd., w dzisiejszych czasach: 90% wszystkich projektów albo i więcej) wprowadza coś, co nazwano logiką trójwartościową. Jest to aluzja do problemu dylematu determinizmu (nota bene PiS chyba po wygranych wyborach wyrzuci ten dobrze znany w literaturze filozoficznej temat z Wikipedii, bo to takie może skojarzenia ma budzić likwidacja gimnazjów, "SQL-a" takiego... ang. school = szkoła, jakby ktoś nie wiedział). Niech każdy komputerowiec, który może sobie pomyśli, że wolnej woli nie ma, bo tylko czytał Nietzschego i słyszał o innych a głębiej nie wnikał w temat i nie zrozumiał podtekstów, nie traci z oczu opcji, że "jest logika trójwartościowa" (PRAWDA -- FAŁSZ -- NIE WIEM; ang. TRUE, FALSE, NULL). Prosta, wręcz prymitywna idea za tym stoi; dylematu determinizmu to nie obala; no, ale trzeba nagłośnić, musi być w powszechnym obiegu, żeby już zupełnie ludzie nie wiedzieli, czemu można nie wierzyć, żeby byli bardziej niepewni i wahający się nawet co do tego półargumentu. A np. o problemie nieba kosmologicznego, przez który papieżom potrafiła chyba wiara upadać, to im nikt nie powie. Dla przykładu, Nietzschego bodajże straszono wariatkowem (za karę za kompromitowanie nieba, jeśli by się tego podjął) w trakcie tej jego kluczowej rozmowy z kimś z uczelni, która przesądziła, że zajmie się pisarstwem filozoficznym (i kiedy to podano mu, że pierwszą książkę ma nazwać Narodziny tragedii z ducha..., jak książka ważnego poety polskiego [Słowackiego] opublikowana pośmiertnie 2 lata później; ma tak nazwać, bo w papiestwie jakieś zabijanie planują). Nigdzie o tym w biografiach Państwo oczywiście nie poczytacie, ja to pierwszy ujawniam, po prostu prześwituje ta sprawa bardzo wyraźnie w licznych miejscach jego twórczości. Innym jeszcze przykładem wpływów religii w informatyce -- całkiem możliwe i prawdopodobne, że to za pośrednictwem uczelni i wpływu politycznego -- jest używanie specyficznie Polakom brzmiącego słowa "bug", ang. pluskwa (tak samo, jak i po polsku rzadko się mówi akurat o "pluskwach", tak samo i pewnie po angielsku), na określenie błędu-defektu w programie komputerowym. Nie "robak", czyli ang. worm, nie "błąd", czyli ang. error, tylko koniecznie "pluskwa". A przecież bardzo częstym zajęciem informatyków jest usuwanie błędów w swych programach, czyli tzw. debugging, "debugowanie". "Usuwanie Boga" jako zadanie dla informatyków?...]

    .
  17. Następca Leona XIII, który to Leon -- jak pokazałem powyżej -- tak kombinował w sprawie Nietzschego i Piotra N., czyli Pius X, sprowadził chyba na świat I wojnę światową (1914). Wskazuje na to wielkie reklamowanie przez papiestwo postaci Józefa Piłsudskiego (inicjały JP; stąd kolejni papieże XX-wieczni to byli: Jan, Paweł, Jan Paweł I i Jan Paweł II), a tymczasem nazwisko tego naczelnika odrodzonej Polski brzmi jak Pius-udzki (Pius-ludzki może). Miał on ludzkie cechy, serce dla Polaków w takim razie, nieprawdaż?... A przecież encyklika Leona XIII o Kościele w Polsce miała tytuł "Caritatis" -- "miłosierdzia". W historiografii twierdzi się mianowicie, że zamach na arcyksięcia, który wojnę zapoczątkował (zamach na pewnego pojedynczego katolika... symbol całego kraju może), podobno był zorganizowany przez rząd serbski. Oczywiście trzeba też było zorganizować ścisły system sojuszy międzynarodowych, no i pomogła sytuacja w Rosji.
    [Mój komentarz: Jak się ma spowodowanie wojny (w praktyce jako podżeganie do wojny), która miała samych tylko śmiertelnych ofiar 8,5 miliona, do bycia człowiekiem wierzącym -- odpowiedź pozostawiam czytelnikom.
    Żeby nie było, że te inicjały JP2 jako pasujące do Piłsudskiego to przypadek, to jeszcze dodatkowo nasz papież miał personalia jak Karol Wielki (Karol Wojtyła pasuje w każdym razie do wzorca Karol W.). A zatem: "kolejny wielki przywódca polityczny Polaków -- z Watykanu".
    Oczywiście powyższe to tylko bardzo uzasadnione podejrzenia.]

    .
  18. Czas sprowadzić dawno planowanego przodka Piotra N. (o 2 pokolenia odeń wcześniejszego) na świat, znalazłszy wpierw odpowiednie różne rodziny równoległe ("żywoty równoległe"). Przejdźmy więc teraz już do czasów nowszych, czasów po wynalezieniu mocnych głośników i bliższych rokowi 1922. TU ZACZYNAJĄ SIĘ AFERY PODSŁUCHOWE PAPIEŻA (wynaleziono też już mocne głośniki nagłośnieniowe, w rodzaju megafonów czy tzw. kolumn, zaś ogólnie mikrofony i telefony znane są w technice od dawna, więc można kombinować w sąsiedztwie z nagłaśnianiem podszeptów). Zobaczymy, gdzie się uda dziewczynka córka z 1955 i chłopiec wnuk z 25.09.1986 (polityk Pertini urodził się 25.09.1896 r. zapewne bez żadnego przekazu podprogowego, nakłoniono go zapewne następnie do polityki, choć był socjalistą, czyli niby po co najmniej trochę innej stronie ideowej niż Kościół). Próbujmy u Mliczewskich, Uzdowskich, jeszcze jakichś innych tego typu (Mleczarscy albo Milczarscy może?... Magdę Milczarską miałem w klasie, a w klasach podrzucano mi różne ciekawe osoby, np. Kaczyńskiego, Mahmuda 2 lata przed World Trade Center, który wkrótce zmienił imię na bardziej po europejsku cywilizowane, Wesołowski mi się trafił, jak ten najpopularniejszy ostatnio zboczeniec Kościoła: arcybiskup W. z Polski, co to po świecie jeździł, jak jakiś Vanini czy jeszcze inny na W., mianowicie nasz papież; trafiła mi się też iWoNA Poławska, kojarząca się z koleżanką Wojtyły, której szpital zdiagnozował nieistniejącego później raka, czyli z Wandą Półtawską... moje klasy szkolne to nie jest coś, co można lekceważyć! ;-)). Wziąć kilka takich osób na prymitywny podsłuch, przekazem podprogowym z sąsiedztwa wywoływać poród, a w szpitalu zmarłego wcześniaka podmienić na inne dziecko.
    .
  19. Narodziła się 5.6.1923 r. Lucyna Mliczewska (w rzeczywistości z innej rodziny -- której skradziono dziecko, a podrzucono tego zmarłego pewnie zaraz wcześniaka, który pochodził od jej rodziców). Ma ona oczywiście być bardzo korrekt i religijna. Data narodzin pasuje do daty zgonu, gdyż ta wpisując się w nią stworzy ciąg kolejnych cyfr: 11234456 (rok zgonu, rok narodzin, dzień-miesiąc zgonu, dzień-miesiąc narodzin). Oto jej akt zgonu
    .
  20. Za nowego papieża Piusa XI (1922-1939) siostra Kowalska (tzw. siostra Faustyna, leczona zmarła później w 33. roku życia, czyli w wieku Chrystusa: m. in. stygmatyczka, choć chyba niezbyt jej się to najwyraźniej oszustwo spodobało i się z tym niezbyt obnosiła) zapisała w swym dzienniczku takie oto słowa: "Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje" (na Apokalipsę). Swoją drogą były już chyba od powstania II RP przekręty w szpitalach w sprawie Wacława Niżyńskiego, rzekomo chorego psychicznie, a ponadto jakieś może fałszowanie cudów przy beatyfikacjach. W każdym razie do historiografii przeszedł "cud nad Wisłą" jako nazwa kluczowej sprawy z tamtych czasów. Więcej na temat cudów w punkcie 12 na szaro.
    Prawdopodobnie na tym etapie istniał już plan co do daty (samobójczego) zgonu Jana Pawła II, który wymuszał też datę, kiedy zostanie on wybrany na papieża -- musiała być taka, musiał to być , by samobójstwo nastąpiło zarazem w 9666-ym dniu pontyfikatu (por.: rok chrztu Polski 966 oraz liczba Szatana 666), jak i w dniu 2.04.2005 r., który ma pewne interesujące własności związane z liczbą 666. "Numerologię" tę omawiam tutaj na Forum: viewtopic.php?f=9&t=3205&p=3535. Rzeczy te dowodzą, że planowano papieża, który od pierwszego swego dnia na Stolicy Piotrowej będzie ateistą. Oczywiście papież, który szuka ateisty z Polski na papieża, sam też praktycznie na pewno jest ateistą.

    .
  21. Z czasem, po wojnie (za Piusa XII, który zorganizował pierwsze awanse przyszłego Jana Pawła II, a chyba też jego przypuszczalnie ateizacyjne spotkanie z Hlondem), przyszedł czas odgórnie zorganizować miłość i ślub Lucyny rzekomo Mliczewskiej z Henrykiem Uzdowskim ("ustowskim"; imię od Hlonda, który z kolei został dobrany po nazwisku do włosów blond, czyli ideału aryjskiego, w związku z rosnącym w siłę naz). Załatwiać to po jego i jej stronie przekazem podprogowym, na tyle, na ile to jest wykonalne, a może i sugestiami wprost mówionymi od konkretnych innych osób (rekomendacjami). Mliczewska i Ustowski, seks oralny i koniec w ustach, "no z tego to dzieci nie będzie". To taka szczególnie niemoralna "metoda antykoncepcji" w tle. W każdym razie potomkowie nie przeżyją (bo wcześniaki, z ustawionymi datami urodzenia). Aborcja nieomal, z Watykanu.
    .
  22. Jeśli chodzi o ślub bodajże siostry mej babci Lucyny Uzdowskiej z domu Mliczewskich (tej od narodzin w dacie, która zapewniła w oczywisty sposób uzupełniającą ją datę zgonu), czyli "cioci Ninki", to — żeby nie było wątpliwości, że w mojej sprawie, w kwestii doboru nazwiska, chodzi o F. Nietzschego — załatwiono, że wyszła za Wiklendta (czyta się: wiklenta). Pan "wyklęty" w rodzinie (Nietzsche to chyba faktycznie jest na indeksie kościelnym).
    .
  23. Z drugiej strony dobrany był też ślub mych drugich dziadków: Zbigniewa i Zofii Niżyńskiej. Skoro Henryk Uzdowski, człowiek z doktoratem, miał umrzeć w 65-tą rocznicę akcji Niemców przeciwko polskim pracownikom naukowym z 1939 r. (która to data z kolei była podyktowana, na zasadzie +1 miesiąc +1 dzień, datą śmierci siostry Faustyny) to jedyna spośród mych dziadków osoba bez wyższego wykształcenia, czyli ta Zofia z kresów (przodkowie na Białorusi), niech ma datę urodzin taką, jak data śmierci Henryka (patrz akt zgonu), tylko z dwójką na początku. Jest to więc kobieta z 26. listopada. Znaleziono taką na żonę dla Zbigniewa Niżyńskiego, jakoś ją podsunięto w jego otoczenie; nie sądzę, że aż specjalnie zaplanowano narodziny tej babci.
    (Poza tym w latach 40-tych załatwiono też datę śmierci Zbigniewa Niżyńskiego w tym sensie, że przygotowano zdarzenie, które w tej dacie będzie miało swą 65-tą rocznicę. Zdarzeniem tym było jakieś utworzenie sekcji szermierczej klubu sportowego. Ponadto bodajże dokładnie w datę śmierci dziadka albo plus minus 1 czy 2 dni w stosunku do niej była 666-ta rocznica założenia Bydgoszczy, przez bodajże Kazimierza Wielkiego, w każdym razie jest to jedno z największych miast w Polsce oraz jedna ze stolic obecnego województwa kujawsko-pomorskiego, z którego są drudzy dziadkowie. Poza tym ta data śmierci Zbigniewa Niżyńskiego to 32400 dzień życia, jak art. 324 k.p.k. wprowadzający specjalną instytucję przeciwko chorym psychicznie, czyli wniosek do sądu o umorzenie sprawy i orzeczenie środka zabezpieczającego.)

    .
  24. Następnie trzeba było załatwić przekazem podprogowym daty urodzin dzieci ze wspomnianego wyżej małżeństwa Henryka i Lucyny Uzdowskich (w latach 50-tych), z góry zaplanowane z myślą o ich datach zgonu ("narodziny tragedii"). Oryginalny wcześniak z genami rodziców oczywiście ginie (jak w 98-100% przypadków, chyba że bardzo nieznaczne wcześniactwo), a szpital zamiast niego podstawia inne dziecko tej samej płci. Jeśli się nie uda dziewczynka, to może w innej rodzinie się uda?... Przygotowali w ten sposób pewnie jakąś tam pulę możliwości, a nie tylko jedną rodzinę. Przykładowo, moja matka musiała urodzić się 2. stycznia 1955 r.
    Moja ciocia też ma specyficznie dobraną datę urodzin -- z myślą o przyszłym zamordowaniu jej budzącym skojarzenia z przyszłą aferą w łódzkim pogotowiu, na co zwracam uwagę np. na liście ofiar czy pod koniec tekstu o JP2 (w kalendarium pontyfikatu). Data śmierci cioci (patrz akt zgonu) ma postać przedziału lat, symbolicznego dziesięciolecia: 20 02 2012 (dwudziesty lutego 2012 r.), z czego rok pierwszy (2012) jest to rok afery w łódzkim pogotowiu, zaś gdy ona umierała, były dokładnie tego dnia teksty w Katolickiej Agencji Informacyjnej m. in. o szykującej się abdykacji (i sporo innych, upewniających praktycznie niezbicie, że ta instytucja kościelna była zamieszana w wiedzę o tym morderstwie); z kolei w rocznicę jej pogrzebu ostatecznie zakończył się, zgodnie z uprzednią zapowiedzią, pontyfikat Benedykta XVI (patrz pokwitowanie z cmentarza na temat pochówku). Ponadto jej 19600 dni życia (2800 tygodni) ma całkowity pierwiastek kwadratowy — co zdarza się raz na 9 miesięcy (skojarzenia to budzi z dziećmi, przy czym ona dziecka nigdy nie miała) — i w dodatku ułożono pod to ustawę, mianowicie obecny Kodeks karny: art. 196 k.k. jest o obrazie uczuć religijnych. "Żyjąca ciocia obrażała uczucia religijne papieża". (Przedtem też przed jej zabiciem sporo mi podstawiano osób z kostką kładzioną na kolanie, tworząc niejako płaski poziomy trójkąt z nóg, co miało budzić skojarzenia z jej tezą, że kładzenie nogi na nogę to jest grzech — onanizm, no cóż, kobiety są specyficznie inaczej skonstruowane, ale nie wiem, czy to nie przesada... dużo ludzi, w tym kobiet, czasem tak robi publicznie; no ale żartowano sobie, że może w takim razie jakieś inne pozy, miałem takich ludzi czy ekranów z ludźmi podstawianych codziennie sporo. W dniu zabójstwa napadła mnie w nocy Policja w Gwatemali, na temat czego jest zawiadomienie do prokuratury, zaś w następstwie tego wyleciałem do Panamy i pod McDonaldsem, gdzie znalazłem miejsce, by zaparkować i jakoś w samochodzie lub w tej knajpie całodobowej przenocować, też był posążek Ronalda McDonalda z kostką na kolanie.) A zatem, co do tej długości życia, znowu podobna sprawa jak z dziadkiem Niżyńskim. Budzącym też skojarzenia z rzekomym schizofrenikiem Wacławem Niżyńskim. Co do liczenia liczby dni życia to polecam różne internetowe kalkulatory, które można znaleźć w wyszukiwarce pod hasłem date difference calculator, np. ten: https://www.timeanddate.com/date/duration.html

    .
  25. Ewa Uzdowska, dziecko ww. rodziców, ma zostać muzykiem (Rafael Santi przecież będzie 6. kwietnia...). Też ma być religijna, broń Boże jakieś odstępstwa -- niech ma to po swych śledzonych niebiologicznych rodzicach. Później oni zresztą należeli do grona słuchaczy Radia Maryja, podobnie jak moja mama.
    .
  26. Telewizja Polska przejmuje rolę ośrodka śledzącego(?), wkrótce po powstaniu jej pierwszego ośrodka regionalnego. Ów pierwszy ośrodek regionalny był w Łodzi: tam, gdzie narodziła się ta osoba, czyli moja mama. W 1969 r., czyli w roku związanym z pamiętną tutaj liczbą 69, Telewizja Polska wprowadziła się do budowanej nawet już odpowiednio wcześniej siedziby na Jana Pawła W. (W. jak Wojtyła. Zauważmy, Jan Paweł II został papieżem dopiero na jesieni 1978 r., ale to się już najwyraźniej szykowało. Był Jan XXIII, a zaraz po nim Paweł VI, po czym Jan Paweł I i następnie Jan Paweł II. "Józef Piłsudski II", wielki przywódca polityczny Polaków, a do tego Karol W., jak ten cesarz związany z jubileuszem roku 800.)
    .
  27. Ewa Uzdowska ma wyjechać do Warszawy (osobne własne mieszkanie... z przekazem) i wyjść za mąż za Niżyńskiego (1980 r.?). Załatwiać to po jego i jej stronie przekazem podprogowym, a może i sugestiami wprost mówionymi od konkretnych innych osób (rekomendacjami). Można przypuszczać, że od przyjazdu do Warszawy pewnie w 1974 r. czy którym tam moją mamą zajmował się Warszawski Ośrodek Telewizyjny. Co do Niżyńskiego to lepiej, by nie był wierzący; oczywiście trudno mieć na to taki bezpośredni wpływ. No, ale w takim razie później się może pokłócą itd., będą niedopasowani, tak by było optymalnie.
    [Mój komentarz: ta, ojciec często gadał, że "ona by się świetnie nadawała, by śpiewać w pierwszym rzędzie chórów anielskich, ale życiowo jest zerem, pod względem zaradności życiowej", zawsze groził innym "bo skończysz jak twoja matka" -- istotnie, jakieś niedopasowanie później wynikło, rozwód itp., ojciec miał w nosie katolicką zasadę wierności do grobowej deski. W każdym więc razie o kwestii nieba w Kosmosie jako ważnego w religii mój ojciec najwyraźniej już dosyć wcześnie (za)słyszał, a tymczasem podobno większość Polaków wierzy w niebo. Nietypowe.]

    .
  28. We Włoszech szykować najwyższy urząd dla Pertiniego.
    .
  29. Los dzieci ww. ofiary: Piotra Niżyńskiego i Michała Niżyńskiego. Dzieci z tego małżeństwa podmieniać na albinosy; szczególną troską objąć Piotra, który urodzi się we wrześniu 1986 r. i stosownie do tej daty musi też przypadać jego data poczęcia. Piotr Niżyński (imię sugerować matce przekazem podprogowym) ma mieć datę urodzenia po Pertinim, pozostałe dzieci też niech mają jakieś dobrane daty urodzenia i zawierające poszlaki (ostatnie z 3 dzieci, Tomasz, zmarło zaraz przy narodzinach -- pewnie dlatego, że go nie podmienili; urodził się dzień po urodzinach ojca, co pokazuję tutaj na filmie wideo zrobionym telefonem komórkowym w urzędzie; można to skojarzyć z przypowiastką, prawdopodobnie pomówieniową i mającą włoskie korzenie, o Nietzschem wariującym na widok bicia konia we Włoszech dzień po urodzinach mej przyszłej matki, tj. 3. stycznia). Inny syn ma być Michał z przyczyn już wyjaśnionych (przykład syna "wyrodnego", p. trzeci od góry akapit niniejszego artykułu na forum, ten zaczynający się słowami "Dziadek zmarł w 2012 r."); Michał ten urodził się o 6 miesięcy wcześniej ode mnie (w roku o 3 wcześniejszym), minus 1 dzień, tzn. we wcześniejszym o 1 dniu miesiąca. Z kolei imię Tomasz -- i to, że zmarł dzień po narodzinach ojca, co nasuwa na myśl ogólne kwestie ojcostwa i synostwa -- kojarzy się z Tomaszem Niżyńskim, ojcem tancerza Wacława. Był już wcześniej taki tancerz -- rodzinna tradycja. Dodajmy tu jeszcze jedno:
    .
  30. Prymas Glemp dokładnie w moje 13-te urodziny otworzył nowy kościół w samym centrum Warszawy. Kościół ten ma na sobie tabliczkę "Kościół Środowisk Twórczych". Wspominam o tym tutaj, powołując się na konkretne dowody odnośnie zawodów w mej rodzinie (i ścisłego związku z muzyką poważną): viewtopic.php?f=3&p=8904.
    Wcześniej, dnia 13-ego w czerwcu tego samego roku, kościół był konsekrowany przez Jana Pawła II.

    [Sprawa wydaje się też związana z art. 13 Konstytucji i osławioną "tajemnicą w sprawie telewizji", jak również ogólnie z "masakrą", która ma czekać biznes i służby specjalne -- p. odnośnik jw.]

    .
  31. Zarówno pierwsza encyklika Benedykta XVI, jak i pierwsza encyklika Franciszka wspominają o filozofii Nietzschego, a nawet w swych początkowych ustępach (filozofii będącej przecież tutaj, na tej całej liście wypunktowanej, poniekąd początkiem wszystkiego). W dodatku druga z nich odnosi się wprost do kwestii biografii tego filozofa, do jego relacji z siostrą (a zauważmy, w religii zwłaszcza za czasów Franciszka kobiety z rodziny są często symbolem Kościoła: np. "Kościół jest matką", temat często podnoszony w Watykanie, jak gdzieś tam już chyba z rok temu na blogu odnotowałem w związku z zabijaniem mej matki -- zapewne w którymś dopisku pod nowymi wpisami to jest wspomniane -- czy np. Oblubienica jako symbol Kościoła z biblijnej "Pieśni nad pieśniami"). Pierwsza natomiast odnosi się do biografii niejawnie, aluzyjnie, ponieważ dotyczy seksu, a tymczasem był taki incydent, że bodajże przyjaciel Nietzschego Jacob Burckhardt (inicjały JB, jak "jebanie" -- z seksem to się może, owszem, kojarzyć) zmarł w Bazylei tego samego dnia (8.8.1896; zauważmy, dzień i miesiąc to podwojona data śmierci mej babci), którego to dnia też Nietzschego przewieziono do Weimeru (było to jego ostatnie miasto, w nim następnie zmarł). Encyklika zaś polemizuje z tezą, że cyt. "chrześcijaństwo podało Erosowi truciznę do wypicia".
    Może to więc była jakaś zbrodnia przez papiestwo inspirowana. Pomaga ona odnotować, że daty życia i śmierci mych przodków były już wtedy ustalone (a mianowicie daty dla mej babci, ale w takim razie też dla matki, bo to ona pierwsza w planie musiała być: babcia wchodzi jako druga ze względu na potrzebne wcześniej odkrycie, iż obiektem zainteresowań są daty oparte na kolejnych cyfrach począwszy od 1; to nie jest oczywiste, a data 6. kwietnia tak czy inaczej jest wyjątkowa i nie przez gigantyczny zbieg okoliczności trafiło się, że też podpada pod ten schemat, lecz odwrotnie, odkryto schemat ze względu na dzień 6. kwietnia, czyli 96-ty dzień roku, rocznicę śmierci Santiego).
    Oto wspomniane encykliki: Deus caritas est (Benedykt XVI; p. pkt 3), Lumen fidei (Franciszek; p. pkt 2).

    .
  32. O kolejnych sprawach można już poczytać na blogu www.bandycituska.pl.
    .
  33. Jeśli ktoś jest zainteresowany, mogę tu jeszcze przytoczyć półlegendarną ciekawostkę o początkach tej afery sięgających I poł. XIX w. (a nie II). Wnioskowanie przebiega tu w oparciu o zbieg okoliczności w nazwisku Hoffmann (pamiętajmy o tym recenzencie Nietzschego z punktu 1), a był to, jak się okazuje, profesor filozofii (oto źródło -- proszę kliknąć), jak również w oparciu o zbieg okoliczności w moich inicjałach (PN jak Piotr Niżyński, ale i Thomas Paine), a także zbiegi okoliczności utrwalone w nazwisku Nietzsche i przebiegu jego kariery akademickiej (już od 1864 r.).
    Odległe początki spodziewanej działalności papiestwa na scenie filozoficznej wiązałbym z postacią albo Piusa VII (1800-1823), albo -- ale to już niemal na pewno -- jego następcy Leona XII (1823-1829). Lata pontyfkatu tego drugiego są takie, że wtedy już Franz Hoffmann (ur. w 1804 r.) był dorosłym człowiekiem, a więc stał wobec decyzji, kim zostanie: czy zamierza rozwijać karierę akademicką, zostać uczonym, a jeśli tak, to w jakiej dziedzinie. A, pamiętajmy, mógłby się przecież taki profesor filozofii o nazwisku kojarzącym się z papieżem nie znaleźć. Otóż, co ciekawe, ów papież Leon XII rozpoczął też... reformę szkolnictwa w Państwie Kościelnym. Można o tym poczytać na Wikipedii. Odrestaurował budynek Uniwersytetu Gregoriańskiego. Kojarzy się to wszystko bardzo ściśle z mieszaniem się w sprawy uczelni, a przecież to analogiczna sytuacja, tylko za granicą, zapewne doprowadziła Hoffmanna aż do stanowiska profesora filozofii (ktoś go chyba zdecydowanie zachęcał, skupił się na nim szczególnie).
    Następnie -- aby zrozumieć początki kwestii papieskiego mieszania się do filozofii niemieckiej -- należy zauważyć, że człowieka o nazwisku "Nietzsche" do roli takiego radykalnego filozofa wytypowano chyba właśnie ze względu na specyficznie po polsku brzmiące nazwisko. Inaczej byłby to niezrozumiały wielki zbieg okoliczności z tą "filozofią niczego". Papieże zapewne mieli na uwadze Polskę, jako kraj bardzo katolicki, praktycznie nietknięty naukami Oświecenia w skali masowej ani żadnymi ruchami republikańskimi. W każdym razie u Nietzschego charakterystyczne jest to podejście, że "wszystko już upadło", "wiara w Boga obalona, wiara w chrześcijański ideał moralny toczy jeszcze właśnie swój bój ostatni" itd. Zupełne ruiny! Dlatego też: filozofia "niczego". Bo papież został zapewne ateistą i zechciał, by ktoś o tych sprawach pisał, zwłaszcza dla takich narodów, jak Polska. Otóż sam Nietzsche opowiadał, niepopartą niczym, żadnymi obiektywnymi danymi, teorię o jakiejś jego babci z Polski czy czymś takim. Można o tym poczytać np. w jego autobiografii Ecce Homo -- np. tutaj w punkcie 3 (powtarzał się zresztą z tym tematem jego polskości). Ponadto dziwnie trafiły te jego "Narodziny tragedii" (wydane dziwnym trafem w roku następującym po roku upadku Państwa Kościelnego) w dużo starsze, a jakże ważne moralnie, sprawy zabijania związanego z Włochami i może nawet z papiestwem (przecież cała kwestia "Odrodzenia"... może przez to tak się nazywała... a związek epoki Odrodzenia z papiestwem, wraz z arcyważną rolą tego papiestwa jako mecenasa sztuki, jest niewątpliwy). Nie sądzę, by zabijanie -- a właściwie to raczej planowanie ludzi, którzy odpowiedniego dnia się urodzą, a później odpowiedniego zostaną zabici -- było wynikiem trafienia w jakieś tam dzieło Nietzschego o odpowiednim tytule. Raczej odwrotnie! Przecież nie przeceniajmy przypadku, doceńmy wysoką istotność moralną takich kwestii i to, że w świetle tego typu kwestii i dylematów zajęcie się czymś takim jest zrozumiałe, przy określonym stanowisku światopoglądowym (ateizm chcący zwrócić na siebie kiedyś uwagę), natomiast trafienie się takiego przypadku w filozofii czy tam filologii jest niezrozumiałe, byłoby skrajnie nieprawdopodobne. A zatem postać Nietzschego od początku wiązała się z rozkładem wiary w papiestwie; pewnie wytypowano go na uczelni, a może nawet już wcześniej zachęcono, by wybrał "idealny dla niego" zawód -- zawód człowieka uniwersytetu, filologa klasycznego. Tego więc, kto czyta w oryginale po grecku (cały Nowy Testament spisano przecież w I w. n. e. właśnie po grecku; jego oryginał jest po grecku; idealny zawód dla osoby, która ma się sprzeciwić religii). A teraz jeszcze ciekawostka, bo -- jak się wydaje na podstawie analizy prawdopodobieństwa, a jest to w tym świetle praktycznie pewne -- Nietzsche nie byłby Nietzschem, tym radykalnym filozofem, gdyby już z góry nie było zamysłu co do inicjałów PN. Dziś to raczej z Piotrem Niżyńskim można kojarzyć, ale w XIX w. przede wszystkim ze wspomnianym Thomasem Painem (PaiNe). Był to jeden z ojców założycieli Ameryki (dla porównania, nasz Paderewski zmarł bodajże zabity w Ameryce; to, obok Pius-udskiego, drugi z ojców niepodległej Polski...). Oni to może w Watykanie mają wszystko spisane, że jeszcze w I poł. XX w. o tym pamiętano... W każdym razie niezbyt dziś czytywany Thomas Paine w swej książce z 1794 r. "The Age of Reason"
    nazywał Biblię "historią prymitywnych występków i zbiorem bardzo lichych, zasługujących na pogardę wymysłów", a ponadto -- co bardzo znamienne -- twierdził, że odkrycia nowoczesnej astronomii pokazały, że "System wierzeń chrześcijańskich jest niepoważny i śmieszny, i rozsypuje się w umyśle niczym pióra w powietrzu... Gdy kontemplujemy ogrom tego Bytu, który kieruje i rządzi nieogarnioną całością, której najdalej nawet sięgający wzrok ludzki może dostrzec tylko część, powinniśmy wstydzić się nazywać Słowem Bożym takie marne opowieści." (źródło: http://www.humanizm.net.pl/edwards.htm). Paine był zresztą wcześniej, zanim zajął się Ameryką, rewolucjonistą francuskim -- znali się oni tam na osiągnięciach Oświecenia, na wynikach pomiarów paralaksy (ujawniających ogrom odległości we Wszechświecie), co ponoć tym bardziej jest wykazane książką tegoż autora.
    A zatem pierwotnym, najstarszym korzeniem, z którego pochodziło nazwisko Nietzsche, było to, że planowano może jakiegoś PN, papieża (tj. Piotra, w sensie następcy św. Piotra) N. Dopiero z tego względu, że tam w nazwisku musiało być N., wymyślono Nietzschego poprzez dopasowanie do odpowiedniego znaczenia w języku polskim. Ponadto w doborze nazwiska (człowieka, którego trzeba będzie zawodowo ukierunkować) jak się wydaje znaczenie mogło mieć też to, że portret jednego z pierwszych nowożytnych uczonych, którzy zmierzyli odległość do ciał niebieskich (czyli po prostu: zmierzyli, jak to w tym wszechświecie jest i gdzie tu szukać miejsca dla Boga), a mianowicie portret Christiana Huygensa, namalował w 1671 r. Caspar Netscher (równo 200 lat przed rozwiązaniem Państwa Kościelnego i uczynieniem Rzymu stolicą świeckiego królestwa -- a przecież metoda modyfikowania dat na zasadzie +2 jest doskonale znana w "grupie watykańskiej" i wśród dokonań nawet tych najnowszych papieży: kliknij tutaj; czyżby to papiestwo samo zgotowało śmierć Państwu Kościelnemu?! na zasadzie niemalże "samobójstwa politycznego", wkrótce po zajęciu się inwestowaniem w rozwój uniwersytetów?! chyba tak... kto inny by się w tym wszystkim połapał -- bo tu ktoś ewidentnie albo tak trafił przypadkowo w rok, ale to skrajnie mało prawdopodobne, albo po prostu tak docenił postać starego niezbyt znanego malarza!
    Netscher to najwyraźniej zdecydowanie pierwowzór nazwiska Nietzsche, związanego z upadkiem wiary i moralności w papiestwie). [O ile się nie mylę to Huygens był spośród tych znanych nowożytnych uczonych drugim, który policzył odległości wg paralaksy (1695) -- pierwszy był Cassini w 1672 r.; patrz źródło.]
    Co ciekawe, powyższa koncepcja świetnie pasuje do ogólnego obrazu sytuacji i także i z kolejnego jeszcze powodu trzeba teraz uznać, że faktycznie to chyba m. in. przez Netschera dobrano takiego człowieka po nazwisku do złej sprawy: by został "filozofem-antychrystem". Albowiem wspomniany Franz Hoffmann był z kolei -- jak sam Nietzsche podaje -- "starym uczniem prof. von Baadera"! Cóż za trafność... już wyjaśniam. Wspominałem już o tym Baaderze, wskazując na postać Dartha ("ciemnego", ironicznie: "bardzo niejasnego") Vadera z Gwiezdnych Wojen ("wiadomo tu raczej, kto go nauczył tak chwalić Nietzschego"); Vader to zresztą jak Bader, tyle, że wirtualny -- V ma na początku. Bo to ma być fikcja literacka. Otóż ang. bad oznacza "zły". Poruszamy się na terenie języka angielskiego, a zatem wróćmy do sprawy USA, do Thomasa Paine'a, od którego to w ogóle wszystko się wzięło. Otóż i w przypadku Badera, i w przypadku Netschera (powiązanego z odkryciami w dziedzinie astronomii -- był to, powtórzmy, malarz Huygensa) zadbano o zorganizowanie sytuacji, że dodatkowa końcówka "-er" w słowie (w języku z rodziny germańskiej, tj. np. angielskim) wskazuje na tego, który coś wytwarza (albo który czyni jakimś). Bader czyni złym, Netscher wytwarza Nietzschego, Peter Saunders (taka ofiara pedofilii księży katolickich w Anglii) kojarzy się z Piotrem Sounderem (ang. sound = dźwięk) -- Piotrem dźwiękowcem, tym, który dźwięki wokół siebie powoduje (mianowicie dźwięki tortury dźwiękowej, szeptania i wołania)... takiego to człowieka, na marginesie mówiąc, molestowano w dzieciństwie: w jednej szkole jeden ksiądz, w innej inni... A zatem w takim układzie mamy nie przypadek (co zawsze słusznie wydaje się czymś bardzo mało prawdopodobnym), lecz kontynuację gotowej już tendencji, sposobu myślenia i tworzenia, co akurat na tym tle ma prawdopodobieństwo znacznie konkretniejsze, wyższe. Ten dobór Nietzschego był to zresztą jeden z pierwszych przykładów doboru po nazwisku, który jest notorycznie stosowany w "grupie watykańskiej" już od dawna (na pewno przez cały XX w.), jak pokazuję tutaj: www.bandycituskas.com/ponazwisku.html.
    Trudno ten zbieg okoliczności -- w postaci profesora prowadzącego Hoffmanna, a mianowicie von Baadera, którego nazwisko odpowiada istniejącemu całkiem trafnemu w tych okolicznościach słowu "bad" -- uznać za przypadkowy, skoro taką samą cechę ma słowo Netscher względem Nietzsche, a z drugiej strony przecież Netscher trafione jest tak, że jest na literę N i pasuje dlatego do koncepcji Piotra N., inicjały PN (pasującego do Thomasa Paine'a), zaś Nietzsche trafione jest tak, że "filozofia Nietzschego" brzmi bardzo znamiennie w języku polskim. To wszystko raczej nie są przypadkowe trafienia. A zatem Thomasem Painem i jego książką z 1794 r. najwyraźniej zajmował się już co najmniej wspomniany tu papież Leon XII, już w latach 1823-1829. Już wtedy był więc najwyraźniej plan co do Netschera i inicjałów PN (no i, powtórzę, wtedy też zadbano o karierę akademicką akurat człowieka o nazwisku Hoffmann, a najprawdopodobniej by się taki w środowiskach akademickich i w dodatku wyspecjalizowanych tylko w filozofii nie zdarzył, bo to bardzo wąskie kręgi były).
    Co zaś się tyczy odgórnego podsycania kariery Nietzschego, to owo odgórne podsycanie potwierdza też taki oto fakt, że ów filozof w bardzo młodym wieku został profesorem (filologii, czyli nauki specjalizującej się w języku i literaturze), co stanowiło (i do dziś stanowi) wielki ewenement. Ponadto profesorem, pod którego kierunkiem się rozwijał na uczelni, był dziwnym trafem niejaki Ritschl -- też nazwisko oparte na spółgłosce, po której zaraz następują głoski "i", "cz" i na końcu jeszcze jedna (zaś "riczl" brzmi trochę jak "riczel", a więc także "ricze"; litera "r" kojarzy się zaś z królewskością, z łac. rex = król). Oczywiście mógł sam Nietzsche sobie takiego na siłę dobrać, by do niego pasował, ale idea dobierania ludzi do czegoś złego po nazwisku była od niego starsza i wydaje się pochodzić z papiestwa. (Na to, że w ogóle postać ta była wykreowana przez papiestwo, wskazuje też fragment 48 z książki F. Nietzsche: "Poza dobrem i złem". Zaczyna się on, w pierwszym zdaniu, od wzmianki akurat o katolicyzmie -- tymczasem przecież dla Nietzschego bliższy, bardziej znany z własnego doświadczenia, był ewangelicyzm; kończy się zaś ten fragment, w ostatnim zdaniu, słowami następującymi: "To tak miło, tak wyróżniająco mieć swoje antypody!". Ponadto polecam liryczny fragment "O sanctus Januarius!"
    ["O święty styczniu!", czyli przenośnie: początku -- a więc jakiś święty początek, który chciałoby się sławić pieśnią -- ale także: "O święty January!"] z książki "Wiedza radosna" Nietzschego, który rozpoczyna jeden z jej rozdziałów: można kliknąć i zobaczyć (a 2 akapity po nim jest w dodatku fragment zatytułowany "Osobista opatrzność"). Parafrazował, jak ja to odbieram, tę liryczną wstawkę nawet Jan Paweł II podczas swej ostatniej pielgrzymki do kraju: pasuje to zresztą na informację o nim samym i o spodziewanym wstępnym ateizowaniu go przez Hlonda -- zapewne m. in. pouczył go o kwestii braku tego, co w niebie dostrzegała Biblia, i kryzysie w papiestwie, np. fałszowanych cudach -- tuż po tym, jak nasz przyszły papież został kapłanem. Później jeszcze wspominał on w kontekście "zamachu" na niego słowa Hlonda o zwycięstwie, które przyszło przez Maryję: czyli, jak można by to nieco przenośnie odebrać, ścieżkami niewieścimi, zniewieściałymi... jako że Maryja reprezentuje kobiece oblicze religii. Podstęp, spryt, nawet tchórzliwość, a nie miecz, są to metody zwyciężania kojarzące się ze słabszymi i pasujące do "kobiecego oblicza" jakiejś sprawy.) Kolejny przykład z jego książek: z kolei w "Antychryście", rozpoczynającym się w ogóle od aluzji do arcyważnego (w takim kontekście, przy filologicznej analizie Biblii) problemu nieba kosmologicznego, tak oto demaskatorsko pisał o niemieckim systemie szkolnictwa wyższego wskazując na jego klerykalizację i religijno-polityczne fundamenty: "Wśród Niemców zrozumieją natychmiast, gdy powiem, że filozofię skaziła krew teologów. Proboszcz protestancki jest dziadkiem filozofii niemieckiej, sam protestantyzm jego peccatum originale [grzechem pierworodnym]. [...] Wystarczy wypowiedzieć słowo »Instytut Tybingeński«, by zrozumieć, czym jest w gruncie filozofia niemiecka –- podstępną teologią...".
    Budzi to nieodparte skojarzenia z opowiadaniem o sobie samym, czyli (w psychologii) tzw. projekcją, bo przecież zauważmy (co jest dodatkową zbieżnością zapewne nieprzypadkową) -- cóż za świetny traf! -- ojciec Nietzschego był pastorem protestanckim, czyli księdzem luterańskim (został nim, rozkazem króla Fryderyka, równo 30 lat przed debiutem literackim syna, tj. w 1842 r.; urodzony 2 lata później syn dostał nawet imię po tym królu), co jest bardzo trafne: idealny zawód ojca dla syna z taką misją. Będzie wymówka, skąd u niego zainteresowanie religią! Byle nie z uniwersytetu, bo obciach to straszny, że od króla i papieża. Swoją drogą dalej w Antychryście jest też temat "oparcia się na podrobionym pochodzeniu" (jako czegoś potrzebnego, dla nowej religii...). Ponadto padający w tekście "grzech pierworodny", grzech, który jest na początku, niewątpliwie kojarzy się z początkiem samego Nietzschego jako filozofa: książką "Narodziny tragedii". Pokazuje to, że on temat nawet pojmował w całej jego głębi. "TAK, JA SŁYSZAŁEM, CO PAPIEŻE PLANUJĄ -- SŁYSZAŁEM NA UCZELNI. NIE PISAŁEM NA ŚLEPO W ZLECONYM MI TEMACIE, TYLKO WIEDZIAŁEM, ŻE BĘDZIE CHODZIĆ O MORDERSTWA WISZĄCE NAD LUDŹMI OD DNIA NARODZIN"... Pewnie słyszał też w tamtej rozmowie, że będą przychylne wydawnictwa, które mu to wydrukują, ale że ma tematu nieba nie wywlekać na wierzch, bo można trafić do szpitala psychiatrycznego (stąd potem słynny fragment "Człowiek oszalały" o szukaniu Boga i astronomii). Nie sądzę, że po prostu postać ojca było to kryterium doboru osoby (że akurat Nietzsche zostanie tym ważnym filozofem, bo szukano człowieka z takim ojcem), gdyż inne kryteria, a mianowicie pasowanie do jakiejś czołowej postaci nauki powiązanej z dziedziną "dowodzenia nieprawdziwości chrześcijaństwa" (Huygensa), a w dodatku też pasowanie do polszczyzny, nie pozostawiają żadnej swobody. To raczej ów ojciec mógł zostać pastorem -- jakieś pewnie ze 25 lat przed narodzinami Nietzschego, czyli ok. 1819 r. -- ze względu na to, że ktoś go do tego skutecznie nakłonił. A zatem początki afery -- początkowo niewinne -- związane z mieszaniem się papiestwa na scenie filozofii europejskiej trzeba chyba przełożyć na okolice ww. roku i czasy wspomnianego Piusa VII (1800-1823). Wtedy to, wkrótce po upadku I Rzeczpospolitej Polskiej, obmyślono nazwisko przyszłego filozofa. Leon XII to już trochę za późno -- w takim przypadku nie byłoby przecież czasu na namysł i przygotowania (poprzedzające znalezienie Nietzschego-ojca i uczynienie go pastorem).
    Można by polecić jeszcze taki oto fragment (Poza dobrem i złem, 256-końcówka; co do końcówki 256, to — w ramach nawiązania — taką miała długość życia słynna siostra Faustyna, patrz lista ludzi wykreowanych w grupie watykańskiej, oraz kojarzy się to nieodparcie ze słynnymi do dziś wpływami czyżby papiestwa na informatykę [np. pojęcia "Bug" jako błąd, co oczywiście tylko Polak dostrzeże jako podejrzane, następnie także "debugowanie", <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Dylemat_determinizmu" target="_blank" logika trójwartościowa</a> w języku baz danych SQL], bo 256 to fundamentalna liczba w informatyce): "Niemieckież to jeszcze? (...) To całe w fałszywym zachwycie ku niebiosom spoglądanie? Niemieckież to jeszcze? Rozważcie? Czy jeszcze stoicie u bram: Gdyż Rzym - wiarę rzymską bez słów słyszycie tam!" [koniec rozdziału].
    Kolejne poszlaki na ten temat przytaczam na podstronie o dowodach na temat World Trade Center: www.bandycituska.pl/dowody-wtc.html, w tekście końcowym pod szarą kreską: jest tam z 30-40 zdań o Nietzschem. Ważne wniknięcie zawarte w tamtym dokumencie jest takie, że korupcja wśród pośredników nieruchomości, hoteli (a także w prasie) sięga nie tylko lat 20-tych XX w. (czasy mych pradziadków i tego, jak rodziła się moja babcia), jak by wynikało z niniejszego wpisu, ale nawet XIX w. Nietzsche wprost podał, w Ecce Homo, że ze względu na (prawdopodobnie) przekaz podprogowy, choć nie nazywał tego tak, o jakichś najcichszych słowach wspominał tylko, musiał wręcz w siedzibie władz państwowych Królestwa Włoch (papież wtedy nie był głową żadnego państwa) prosić o cichy pokój dla filozofa.
    Koronnego zaś argumentu za tym, że Nietzsche istotnie został na początku swej kariery filozoficznej "wykreowany" niejako przez papiestwo, jako postać do zajmowania się tematem religii, dostarcza przejrzenie (ze zrozumieniem!) listy doborów po nazwisku w grupie watykańskiej. Nietzsche jest na tej liście dość wcześnie, więc niezbyt zresztą jest co przeglądać, ale były już precedensy, w szczególności: Immanuel Kant i... Juliusz Słowacki. Obaj z wybitnie trafnymi nazwiskami do takiej funkcji. A tymczasem wczesne dzieło Słowackiego napisane (ale nie wydane! wydano je kilkadziesiąt lat później, a poza tym wtedy mało kto o nim jeszcze słyszał...) w roku urodzin Nietzschego -- w 1844 r. -- ma tytuł "Genezis z Ducha" (o pochodzeniu z ducha)! W ogóle zresztą Słowackiego uważa się za twórcę "filozofii genezyjskiej". Jakie to ma znaczenie? Otóż pełna nazwa debiutanckich "Narodzin tragedii" Nietzschego to "Narodziny tragedii z ducha muzyki": patrz zdjęcie z niemieckiej Wikipedii. Polecam m. in. ten fragment listy doborów po nazwisku, który jest o Słowackim (a także ten o Nietzschem), dostarczam tam jeszcze kolejnego (obok np. wspomnianego sanctus Januarius) argumentu na to, że "Narodziny tragedii" to z inspiracji kościelnej powstały (kolejne jakże wymowne wtręty z łaciny...).
Inaczej chyba tych wszystkich "przypadków" się nie wyjaśni. Są skrajnie nieprawdopodobne. Być może ileś jeszcze innych ciekawych kombinacji było, bo nigdy nie wiadomo, czy dziecko urodzi się chłopczykiem, czy dziewczynką. A Pertiniego mogli chcieć wykorzystać. W którymś z przypadków na pewno się uda fajna kombinacja wyglądająca tak, jak gdyby jakaś opatrzność wszystko zaplanowała.

O najwcześniejszej sprawie, czyli planach co do odrodzenia się Polski (i podejściu do jej upadku, papież uczestniczył chyba w wyborze roku III rozbioru jak również w w sprawie Konstytucji 3 maja -- miała mieć taką datę z uwagi na... no właśnie) oraz planach o przyszłym polskim papieżu i najwyraźniej z góry upatrzonych w papiestwie pod koniec XVIII w. datach jego pontyfikatu (sic) można czytać na końcu tekstu o World Trade Center: www.bandycituska.pl/dowody-wtc.html (fragment za szarą poziomą kreską), jak również na www.bandycituska.pl/ponazwisku.html (osoby wylansowane przez tę grupę). Oczywiście są to tezy mocno wykazane faktami i bardzo nieprawdopodobne jest, że tutaj piszę nieprawdę.


Ja nie mówię, że mej matce na pewno zrobią tę datę 6.04.2021, bo można by i zorganizować inną, skoro już tą tak nagłaśniam, ale widać, że koncepcja taka jak najbardziej mogła tu komuś chodzić po głowie, ba, nawet na pewno chodziła, tylko że... (ach, te zera i jedynki! jest wielki postęp informatyki, w tym jest przyszłość, tymczasem w dniu 6.04 mama żyłaby 24201 dni, czyli okrągła liczba +1, zupełnie jak jej data urodzin, gratulacje, każe mi to minimalnie zmodyfikować powyższy plan tak, by to ciąg 12345566 lub ewentualnie 12345678 był tym, co się w pierwszej kolejności rozważa, tego typu daty, jak również 11234456 i inne takie: od tego chyba zaczęto, a nie od sąsiadów w kalendarium; otóż w każdym razie 0 i 1 na końcu kojarzy się z informatyką, może więc data się nie uda ze względu na mój jakiś wpływ?... zobaczymy). Zabity były Minister Sportu Jacek Dębski dziwnym trafem urodził się też 6. kwietnia. Ma datę 6. kwietnia i... zabity. Brawo.
Ponadto obecna Ustawa o Policji jest z... 6. kwietnia.

Teraz zaś tutaj poniżej będę przedstawiać, co znalazłem na temat śmierci dziadków od strony ojca (Z. Niżyński i Z. Niżyńska), a co w moim przekonaniu wskazuje, że to najprawdopodobniej zabójstwa.
piotrniz
Site Admin
Posty: 431
Rejestracja: śr mar 18, 2015 1:11 pm

Re: Kolejne ofiary: Z. Niżyński, Z. Niżyńska, J. Niżyński?... Byli już bliscy od strony matki: dziadek, babcia, ciocia, to w ślad za nimi ci od strony ojca są niszczeni

Post autor: piotrniz »

Dziadek od strony ojca:
  • zawód: wojskowy (wykładowca akademicki),
  • narodziny 9.08.1923,
  • zgon 22.04.2012 (wg aktu zgonu, ale prawdopodobnie nastąpiło to jeszcze przed północą, czyli 21.04.2012), ponieważ na noc dostał jakiś lek; UWAGA: w porównaniu ze świeżą wtedy datą śmierci mej cioci Ani Uzdowskiej dostrzegam metodę transformacji daty na zasadzie +2 +2, tutaj można poczytać o analogicznych przypadkach jej stosowania w tej grupie przestępczej: viewtopic.php?f=9&t=3205),
  • pogrzeb 30.04.2012,
  • długość życia: zmarł w 32400-nym dniu swego życia (prawdopodobieństwo w takim stopniu okrągłego wyniku to 2%). Ciocia Ania (zm. w 2012 r.) też miała "okrągłą" długość życia: 2800 tygodni albo inaczej 140 do kwadratu dni. Skrajnie nieprawdopodobne to, oczywiście.
Gdyby śmierć była dnia 20.04.2012 r., a o mały włos taka by nie wyszła (z lekami to nigdy nic nie wiadomo, zawsze może być jeden dzień więcej, jeden mniej), to byłby z tej daty przedział lat, jak u cioci Ani. Ta miała datę 20 02 2012 (2002-2012), czyli "od afery w łódzkim pogotowiu do zabicia Ani Uzdowskiej", a ten miałby 20 04 2012 (2004-2012), czyli "od śmierci dziadka Henia do śmierci dziadka Niżyńskiego" (tamten inny dziadek zmarł 6.11.2004). Co jeszcze mogę dodać od siebie? W kwietniu 2011 r., czyli rok przed tą śmiercią, wprowadziłem się (po tygodniowym około mieszkaniu w hotelu Novotel) do mieszkania przy ul. Andersa 29/269 (cóż za adres! zupełnie jak parametry planowanej daty zgonu mej mamy, czyli 269 dni do końca roku i 96-ty dzień roku), gdzie uwagę moją zwracały różne nazwy sieci WiFi, zmieniające się jak gdyby w ramach tego samego powszechnego procederu stalkingu (prześladowań), który mi się wtedy dawał we znaki. Ustawiano te nazwy zresztą nie tylko w tym mieszkaniu, ale i później, np. w Chełmie w lipcu 2011 r. Jak gdyby pod to, co się dzieje w moim życiu. Jedna z tych nazw sieci brzmiała "dziadek". Ponadto gdy w 2013 r. rozpętała się tortura dźwiękowa, wśród stałych odzywek spikerów obok "Pójdzie na rok!" było też, nieraz powtarzane, "Ostatni rok!" (powszechnie to wtedy stosowano). Pasuje to więc do sytuacji mego dziadka z kwietnia 2011 r., kiedy to rzuciła mi się w oczy taka internetowa sieć bezprzewodowa. Wreszcie: godne też odnotowania jest, że ojciec, gdy mi pisał o pogorszeniu zdrowia dziadka w marcu 2012 r., dodał na końcu maila "...przerzucili go ze szpitala Budowlanych (przy ul. Górczewskiej) do szpitala Bielańskiego na oddział nefrologii. Jest w bardzo słabym stanie, ale stabilnym (nie zagrażającym życiu). Dla babci Zosi, ale i nas wszystkich - to będą smutne święta". Jakże trafne! Ktoś mu to chyba podszepnął przekazem podprogowym. Ojciec, jak się zdaje, nieraz bywał śledzony.

Babcia od strony ojca (podobno chętnie łykała wersję, że jestem chory psychicznie, czy w każdym razie tak twierdziła, mimo że wiedziała chyba o przestępstwach, bo kiedyś powitała mnie kaszlaniem):
  • zawód: pielęgniarka,
  • narodziny 26.11.1923 - nie licząc roku jest to data śmierci mego dziadka od strony mamy (Henia: 6.11) z tym, że dostawiono dwójkę na początku (omawiana tu babcia jako jedyna spośród 4 dziadków obojga płci nie miała wyższego wykształcenia), a pamiętajmy, że on zmarł w 65-tą rocznicę akcji niemieckiej z 1939 r., kiedy to aresztowano wielu pracowników naukowych (jakieś Sonderkommando, dziadek zresztą znał niemiecki i wspominał wojnę) -- uwaga: być może Z. Niżyńskiemu specjalnie już po wojnie podsunięto żonę, która będzie miała taką datę urodzenia (tzn. znalazła się w jego otoczeniu i sprowokowano miłość do grobowej deski, a to w związku z sytuacją babci Lucyny z rodziny Mliczewskich, którą już szykowano na mego przodka i która wtedy, tj. w latach 50-tych, miała ślub z osobą wykształconą czy raczej kształcącą się i miała mieć dzieci, nad czym trzymano pieczę),
  • zgon w Dzień Kobiet (8.03.2013),
  • pogrzeb w Idy Marcowe (15.03.2013) - święto z czasów starożytnego Rzymu znane jako data zabicia Cezara nożem przez jego pozornych przyjaciół,
  • długość życia: 32610 dni, czyli o dokładnie 30 tygodni więcej (i ani dnia więcej czy mniej) od liczby występującej u dziadka, czyli 32400.
Nie wiem, po co ona mnie zaprosiła do siebie przed śmiercią, może po to, żeby "ojciec" następnie przyszedł z psychiatrą i mnie przebadał. Żeby później się powyżywać sądownie.


Oczywiście - jak powyższe informacje wskazują - ja zawsze większą miłością darzyłem rodzinę od strony matki, która zresztą praktycznie wcale nie wiedziała nic o przestępstwach podsłuchowych (z wyjątkiem może dziadka, który też zrobił remont, ale nigdy o tych sprawach nie mówił), a temat ewentualnej podmiany w szpitalu poruszała czasem tylko matka i to z przymrużeniem oka, bo i tak swego męża nazywała naszym "ojcem". Dodatkowa niechęć do sprawdzania tych spraw wynika stąd, że oczywiście rodzina jak zupełni idioci w świetle faktów i tak czci złotego cielca: nic tylko kult oddaje lekarzom, ich wiedzy i doświadczeniu (w ogóle nie słyszeli o sprawie kryminalnej podsłuchowej i tym, co za nią stoi: o korupcji podatkowej i grupie przestępczej w TV, która urzędy skarbowe i ministerstwo ma na usługach), udaje jakąś wiarę w to, co jest oczywiście zaledwie psychiatrią represyjną, a gdy jakiś lekarz coś powie o stanie zdrowia, każe przyjmować leki itd., to cześć temu oddają i tego słuchają.
Tymczasem, jak życie pokazuje, ludzie dożywają wieku 97 lat nigdy nie chodząc do żadnych lekarzy. Dziesiątki lat bez jakichkolwiek leczeń szpitalnych i lekarzy, ostatni szpital to pewnie poród, ot przykład prababki. I żyła i dożyła wspaniałego wieku. Podobnie inni. Oni nie są w stanie zrozumieć, w swych główkach jak widać pomieścić, że to przez lekarza może być gorzej, przede wszystkim przez lekarza, a pójście do niego wywołane jakimiś może bólami itp. jest wywołane w istocie wrażeniami w rodzaju fantomowych, pochodzącymi z przekazu podprogowego.
Na to na pewno nie wpadli, a koncepcję taką uważają za oszołomstwo.
W takim razie powiedzenia, pozostaje tylko odpowiedzieć na jedno proste pytanie: jakim cudem mam datę urodzenia Pertiniego?! Petrus-Ni (po łac.: Piotr Ni), czyli, po drobnej przeróbce (zamianie kolejności liter), Perti Ni -- przecież taka sama data urodzenia jak moja, tylko dwóm środkowym cyfrom roku należy zamienić kolejność. Jak to możliwe?! "Przypadek", odpowie zawzięty idiota, ale ja proponowałbym pomyśleć, zanim sami się do szpitala zapiszecie albo kogoś tam będziecie wysyłać.

Tak to trudno zrozumieć, że jest podsłuch i jest do pary przekaz podprogowy? I że on jest potężny? I że historię z chorobą może bez najmniejszego problemu napisać i zrealizować "scenarzysta"?

----------------------------------------------------------------------

A TERAZ INFORMACJE PRASY:

21.04.2012 r. (dziadek umiera) - w Katolickiej Agencji Informacyjnej (w niej zawsze jest najwyżej kilka artykułów dziennie):
  • Beatyfikacja MMAA E. ("Beatyfikacja mamy-Ewy"? oficjalnie był to artykuł o Meksyku, w którym ja zresztą niewiele wcześniej w 2012 r. byłem wiele tygodni, był tam nawet zamach na mnie i mój pożyczony samochód). "Santi" z dnia 6.04... Co do Espinosy (które to nazwisko skróciłem tutaj do E., wcześniejsze 4 litery to też mój skrótowiec dla 4 osobnych słów) to założyłem wtedy świeżo (1,5 miesiąca wcześniej) spółkę zlokalizowaną przy Ave. Manuel Espinosa Batista w Panamie.
20.04.2012 r. (dziadek ma umrzeć) - w Katolickiej Agencji Informacyjnej:
  • Marsz żywych (o weteranach wojennych, dziadek mój istotnie był wojskowym),
  • Żeby tablet nie przesłonił Jezusa (dziadek mawiał nieraz zdenerwowany o mnie czy nawet do mnie, że "siedzi zapatrzony w ten komputer jak cielę w malowane wrota"... w ogóle to rzadko się do mnie zwracał, ale ta kwestia, pełna irytacji, do której często był zdolny, na pewno musiała mi zapaść w pamięć, bo powtarzał ją nieraz w latach 1996-2004, czyli wtedy, gdy mieszkałem u niego wraz z ojcem i bratem; wtedy też, gdy z dziadkami mieszkałem, w kościółku okolicznym było m. in. jedno pamiętne kazanie, w którym ksiądz przyczepiał się do tego, że ludzie już tylko "DVD" się zajmują),
  • Farmaceuci mają prawo do klauzuli sumienia (brawo! a jak myślicie: jeśli by naprawdę tego dziadka zabito, to w jaki sposób? oczywiście na pewno byłoby to poprzedzone śledzeniem go albo np. mego ojca, jeśli to on kupował mu leki).
Tego samego dnia w Radiu Watykańskim (też tu typowo jest mniej niż 10 artykułów dziennie) -- zobaczmy główne nagłówki:
  • Watykan: urodzinowy koncert dla Benedykta XVI (koncert! -- to zresztą wątek muzyki, a przecież jesteśmy rodziną muzyków i melomanów -- a poza tym mówi się np. "koncert życzeń" itp. generalnie o jakimś wystąpieniu, gdzie czegoś jest dużo; tutaj mamy wystąpienie złożone z lat zgonów, 20(.)04 i 2012, bo data to 20.04.2012; oczywiście cechą aluzji jest to, że nie mówi wprost o tym, co jeszcze ma się na myśli i chce się zasugerować, więc tutaj pisano o czymś innym, tj. o urodzinach, o koncercie urodzinowym, natomiast bardzo blisko stąd do "koncertu (lat) śmierci"),
  • Chiny: nieposłuszeństwo bramą do samozniszczenia wspólnoty kościelnej (brawo, coś o samozniszczeniu -- on chyba nawet wtedy w szpitalu nie był, tylko po prostu w domu brał te złe leki... raz pewnie sprzedane w wersji zatrutej...),
  • Czy Amerykanów czeka ciemna noc wolności religijnej? (znowu to zwalanie na Amerykę, a więc szukanie jakiegoś konkurenta w złu... takie wątki co najmniej aluzyjnie nawiązujące do Ameryki spotykałem w RV przy różnych innych zabójstwach),
  • Bioetyczny labirynt: problem równi pochyłej. Również pierwszy artykuł z tego wydania Radia Watykańskiego miał w swym pierwszym akapicie coś o "śmierci ostatniego z..." (z apostołów, ale pasuje tu też temat dziadków).
----------------------------------------------------------------------

W dniach śmierci babci znowu, tak, jak przy śmierci cioci w 2012 r., ruszył temat opodatkowania Kościoła. Ruszył on w okolicach 20.02.2012 r., gdy umierała ciocia Ania i zwłaszcza po jej śmierci, jak można wyszukać na stronach ekai.pl (np. ), wlekł się więc jeszcze także w okolicach śmierci dziadka, choć podkreślam: obecnie na listach poukrywali część artykułów i można je znaleźć tylko o tyle, o ile zna się tytuł, zaś temat powrócił przy śmierci innej kobiety z mej rodziny dnia 5.03.2013 r. w artykule Biskupi poznali ustalenia ws. odpisu podatkowego. Co tam jeszcze?

9.03.2013 r. (babcia zmarła) - w Katolickiej Agencji Informacyjnej artykuł Wsparcie dla szpitalnych kapelanów (babcia zaś była pielęgniarką).
8.03.2013 r. (babcia umiera, mianowicie wieczorem; zaś artykuły w RV są gotowe najpóźniej o godz. 15-16 z minutami) - w Radiu Watykańskim:
  • Watykan: ostatnia prosta przed konklawe ("prosta" to może być też o tym, że babcia była jedyną osobą spośród dziadków obojga płci, która nie miała wyższego wykształcenia), po czym bezpośrednio za nim jako kolejny:
  • Watykan przypomina prawa najsłabszych i podstawowe znaczenie (...),
  • Ks. Mastalski: dyskusja na temat Kościoła i jego kondycji przyniesie mu odnowę,
  • Madryt: katolickie organizacje o sytuacji kobiet (zauważmy, zgodnie z istotą aluzji mamy tu prawie że o temacie mej rodziny, jednak coś innego; dokładnie w temat wpisywałoby się to, gdyby jakieś wschodnie, kresowe kraje i kościoły były omawiane, natomiast tutaj na zasadzie kontrastu jest kraj skrajnie zachodni w Europie; otóż babcia miała przodków z kresów),
  • Bioetyczny labirynt: eugenika (znowu coś z bioetycznym? skąd my to znamy?! patrz wyżej na śmierć dziadka; normalnie zaś to słowo w ogóle nie pada w biuletynie Radia Watykańskiego, patrz archiwum, które już wyrzucono ze strony głównej RV, nijak się do niego doklikać nie można, ale jeszcze można na nie wejść przez Google i przez adres http://pl.radiovaticana.va/biuletynu-polski). Zrobiono zatem przy pomocy tego słowa pomost między śmierciami obojga dziadków. Naprawdę nie zauważyłem, żeby to był jakiś stały cykl, jeśli bywały takie artykuły, to bardzo bardzo rzadko.
7.03.2013 r. (babcia ma umrzeć) - w Katolickiej Agencji Informacyjnej: ----------------------------------------------------------------------

Gazeta Wyborcza (archiwum.gazeta.pl) też trochę nawiązywała. Na czerwono zaznaczam te artykuły, których swoistość zrozumie każdy, a nie tylko świadkowie z rodziny i ten, kto ich na ten temat przesłuchał. Wymieniam w kolejności chronologicznej, często z małymi zaledwie przeskokami między punktami:

przeddzień śmierci dziadka (21.04.2012 r.):
  • Eurotoalety? Jedna na stu (już na pierwszej stronie archiwum, blisko początku! "jedna na sto" pasuje do długości życia dziadka, zaś tak poza tym można tu jeszcze dodać, że nietypowy a zarazem podobny temat: toalety japońskie był przez ojca kiedyś poruszony bodajże przy kolacji, gdy jeszcze mieszkaliśmy w domu dziadka), bezpośrednio po nim:
  • Kto jeszcze da miliardy na ratowanie Europy?, którego autor to Leszek Baj -- może to angielskie "bye" (żegnaj!) to z myślą o Millerze, któremu już tak kiedyś powiedziano i którego końcem politycznym, może na życzenie nieprzejednanej skarbówki, była afera Rywina,
  • Wszystkich bandytów zlikwidować (pasuje do mego bloga bandycituska.pl; w tym samym numerze był też artykuł Gangster w areszcie, Koniec mitu niewinnej Afryki...),
  • Spór o Boga miłosiernego (to do pary z Teiści, ateiści, spór o Boga z wydania Gazety Wyborczej bezpośrednio poprzedzającego śmierć cioci; skąd w ogóle ten temat? bo w Sądzie Najwyższym zorganizowano, podejrzewam, że przez kryminalne układy, specjalne orzecznictwo, które ma mi uniemożliwić uzyskanie odszkodowania po dokonanym z pomocą nakazu zapłaty złodziejstwie sądowym, a dobrano jego temat pod powtarzane wobec mnie nieraz w latach 1999-2004 słowa dziadka: "Gapi się w ten komputer jak cielę w malowane wrota!" -- słowa te, jeśli się nad nimi zastanowić, idealnie pasują do uzasadnienia, jakie Sąd Najwyższy napisał do swej teorii, że w skargach o stwierdzenie niezgodności z prawem prawomocnego wyroku nie przysługuje nigdy przywrócenie terminu, choć ustawa sama w sobie przecież przewiduje zawsze taką możliwość; "Bóg"=Sąd Najwyższy, "miłosierdzie"=darowanie potknięcia, czyli uchybienia terminowi -- przywrócenie terminu; "jak" ktoś inny = podobne, można pomylić; "gapić się w komputer"=sprawy kryminalne, kryminalna geneza; "cielę"=niezbyt inteligentna istota; "wrota"=art.417(1) par.2 Kodeksu cywilnego, który wprowadza niejako, wg uzasadnienia SN, do prawa materialnego zależność od terminu podanego w Kodeksie postępowania cywilnego; "malowane"=ludzką ręką wykonane, a nawet szlachetną ręką [ustawodawca, czyli Minister i prawnicy rządowi]; wracając do tematu "Spór o Boga miłosiernego": w tymże numerze związanym ze śmiercią dziadka był też artykuł Awantura o wybory, jak również Aktor i filozof pytają o prawdę autorstwa niejakiego Strzelczyka -- nazwisko kojarzące się z biurami nieruchomości -- oraz jeszcze ze 3 artykuły z Tischnerem w tytule, a także artykuł z trafnymi personaliami "Zbyszek Szatan" w pierwszym zdaniu: KUP DZIECKU MOTORYNKĘ, WTEDY NIE ZOSTANIE DAWCĄ -- "rozmawiała Ewa F[...]", dobrali redaktorkę z trafnym imieniem, bo Ewa to moja pobożna matka); UWAGA: nazajutrz po stwierdzeniu zgonu mej babci, czyli męża zmarłego tutaj dziadka, dnia 9.03.2013 r., były zamieszki religijne w Lahaur, a 2 dni później artykuł o nich: 150 aresztowanych po zamieszkach (jak podają dziennikarze, jacyś chrześcijanie pospierali się rzekomo z muzułmanami czy raczej odwrotnie, mianowicie o Mahometa -- a zauważmy, że "W imię Boga wszechmogącego, miłosierniego!" rozpoczyna modlitwy muzułmańskie...), tymczasem zaś mój wujek, czyli syn tych dziadków, z których tu ostatni zmarł (a więc zmarła mu matka), poprosił mnie kiedyś (wkrótce po mej wyprowadzce z domu dziadków) o zrobienie strony internetowej o malarzu Zdzisławie Lachurze, http://www.lachur.pl, którą dla niego wykonałem i utrzymywałem przez lata na swych serwerach, dopóki nie zamknąłem firmy (ten przyszywany wuj próbował sprzedać jego obrazy) -- wujek ten mieszkał zresztą po śmierci dziadka w tym właśnie domu, w którym żył on z babcią i przejściowo też, w latach 1996-2004, ja z ojcem i bratem -- toteż ww. miejscowość pakistańska w sposób już zupełnie niewątpliwy kojarzy się z moją rodziną i domostwem, a przecież aluzyjna zapowiedź zamieszek i ataków na osady chrześcijańskie była już przed śmiercią dziadka, czyli rok wcześniej. Na podkreślenie ponadto zasługuje, że pakistańska ustawa o bluźnierstwie została uchwalona w roku moich narodzin, jak głosi ww. artykuł.
  • Myślę, więc chcę rozumieć (dziadek wielokrotnie w mym życiu rzucał przy mnie z niejasnych powodów w powietrze słowa "Galileo Galilei" -- postać wczesnego oświecenia, jak Kartezjusz, autor sloganu "Myślę, więc jestem", do którego tu się w tytule nawiązuje; UWAGA: w tym samym numerze był też artykuł jak gdyby o innym jeszcze ojcu współczesnej astronomii, Koperniku: Kopernik rozrusza też Wisłę, a także art. ze wzmianką o znanym współcześnie żyjącym fizyku Hawkingu: W SKRÓCIE na temat spektaklu "Bal u Hawkinga"),
  • Nie ma ciała. Była zbrodnia?,
  • ale ... podpatrzone -- ten artykuł bardzo nietypowo zaczynający się od "ale" i w dodatku z małej litery jest do kompletu, kolejno, z: (1) Ale za to niedziela z dnia śmierci mej babci Lucyny Uzdowskiej, tj. 4.04.2011 r., (2) z ale... napisali z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć mej cioci Ani Uzdowskiej w szpitalu, tj. z 18.02.2012 r., o bardzo trafnej treści, oraz (3) z Wygrana bez "ale" z dnia jej śmierci, tj. z 20.02.2012 r.; pamiętajmy, że zwłaszcza ww. ciocia to ma wspólnego z tym dziadkiem, że przeżyła okrągłą liczbę dni; ponadto tytuł jest do pary z (4) artykułem podpatrzone... z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć Lucyny, tj. z 2.04.2011 r.),
  • Ulica kryptologa (dziadek mieszka na osiedlu sąsiadującym z terenami warszawskiej państwowej uczelni WAT, na której ojciec nieraz doradzał mi kierunek kryptologia jako atrakcyjny; artykuł jest o Parku Naukowo-Technologicznym; UWAGA: w tym samym wydaniu był też artykuł Obszarnicy z uczelni oraz Przewodnik o dzielnicy przemysłowej, nawet one były niedaleko położone, kilka pozycji wcześniej),
  • Turniej sądowy młodych prawników (do pary z Licealistka zna się na prawie z wydania GW bezpośrednio poprzedzającego śmierć Lucyny, tj. z 2.04.2011 r., którego autorem był Piotr Guzik),
  • Illustrissimo Signore Professore, artykuł o papieżu (pierwsze zdanie: "Ile dywizji ma papież?" -- do pary z Miecz św. Piotra z Katolickiej Agencji Informacyjnej z dnia następnego po śmierci babci; bezpośrednio za tym artykułem idą BIESY [psy? piesy?], Koniec mitu niewinnej Afryki, Kiedy zabójca ukryje zwłoki itd.),
  • MOHER Z AMSTERDAMU (artykuł kojarzy się ze słuchaczami Radia Maryja jako "moherowymi beretami"; w tej części rodziny Radia Maryja nie słuchano, a nawet nie chodzono do kościoła, w przeciwieństwie do rodziny po stronie matki, w której zresztą słuchali tego radia; Amsterdam można na tym tle skojarzyć z miastem i krajem o bardzo wysokim odsetku niewierzących, gdyż Holandia w Europie znajduje się w czołówce krajów pod względem laicyzacji, obok np. Czech i Szwecji), artykuł już w pierwszych słowach wspomina o "SPIERANIU SIĘ", co tworzy pomost z artykułem "Spór o Boga miłosiernego"; dalej na tej samej stronie:
  • Chirurgia na bok, teraz uczelnia (a także, w tym samym wydaniu na s. 8 archiwum, artykuł CHIRURG JAK FILIPIŃSKI SZAMAN? -- oba do pary z: Chirurg z kamienia z dnia śmierci dziadka Henia, tj. z 6.11.2004 r., który to artykuł zresztą już w pierwszych słowach kojarzył się z językiem niemieckim, którym dziadek jak wspominałem się umiał posługiwać, a nawet często mówił gwarowo z niemiecka) -- ten tytuł "Chirurgia na bok, teraz uczelnia" to jak gdyby ironicznie o końcu ostrego leczenia, po którym przychodzi czas na... prywatne przekonania religijne (do takiej przesady w temacie leczenia, jeśli za punkt odniesienia brać mego dziadka, nawiązują też 2 bezpośrednio po sobie tego dnia następujące artykuły: Zawieszeni po łapówkach, po czym bezpośrednio za nim jako kolejny: LEKARZE NIE ZNOSZĄ CIĘĆ; ponadto tego samego dnia był też, na s. 20 archiwum, artykuł aluzyjnie do tego pasujący, przy czym aluzja tkwi w tym, że mówi on o początku życia/narodzinach, a nie o końcu: Dość gadania, czas na in vitro, autor ma nazwisko Grochal jak mój kolega Karol z podstawówki), po czym bezpośrednio za nim jako kolejny:
  • Kawiarnia Węgliszek ma już nowego gospodarza (wujek wkrótce wprowadził się do tego domu), sporo dalej, bo na s. 16 archiwum, jest też artykuł "Przystanek Młodzi" - czekamy na zgłoszenia,
  • Kto na szefa telewizji?, a także Pożegnanie Profesora (o pogrzebie prof. Mariana Biskupa, "wybitnego historyka, Honorowego Obywatela Miasta Torunia" -- ktoś to zapewne celowo równolegle zorganizował, też pewnie jakaś "służba zdrowia"...), poza tym był też np. artykuł Z księdzem o papieżu,
  • Ruszaj się i chudnij z głową (słowo Gwardia, występujące już w pierwszym zdaniu treści tego artykułu, kojarzy się z naszą rodziną już od czasu artykułów przed zamachami na WTC -- coś tam wtedy było o losie matki; zaś slogan o robieniu czegoś "z głową" kojarzy się z akcją Wynajmuj z głową dotyczącą warszawskich oszustw mieszkaniowych, które kiedyś bardzo mnie irytowały i były przyczyną sporych prywatnych wydatków, m. in. na detektywów, i licznych mych działań; zresztą bezpośrednio za tym artykułem był kolejny, o irytowaniu się: Ted mnie czasem irytuje),
  • do rozmów z dziadkiem Heniem, w których opowiadał on o zapisywaniu się na listę Volksdeutschów, z czego jacyś jego koledzy korzystali, zdaje się nawiązywać artykuł W SKRÓCIE zawierający imię Henryk (ponadto artykuł jest o dramacie i dlatego do pary z artykułem "Fausta" gramy! z dnia śmierci dziadka Henia, autorstwa pewnej Ewy; kojarzy się to też z muzyką poważną -- też bardzo znana w tej dziedzinie sztuki jest suita pt. "Peer Gynt" Edwarda Griega -- i dlatego z mym bratem Michałem Niżyńskim, który jest muzykiem klasycznym), po którym zaledwie 2 pozycje dalej jest artykuł Prawdziwych Niemców coraz mniej (do pary z Germaniści przyszłości z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć babci Lucyny, tj. z dnia 2.04.2011 r.; zaś bezpośrednio przed tym "W SKRÓCIE" jest artykuł z "irytowaniem się" w tytule, co kojarzy się akurat z tym dziadkiem, który teraz umierał, a nie z dawno już zmarłym dziadkiem Heniem; mianowicie dziadek Niżyński potrafił wpadać w bardzo histeryczny gniew),
  • do zejścia pod ziemię dworca Łódź Fabryczna, które zaczęło się w 2011 r. po śmierci babci Lucyny, zdaje się nawiązywać artykuł Fabryczny zaraz zniknie, który jest zaledwie kilka pozycji dalej (wydanie bezpośrednio poprzedzające śmierć babci Lucyny miało kilka artykułów na temat przebudów na dworcach, na temat innych stacji, tj. np. budowy metra, a także na temat podziemi),
  • Męki Artego zbliżają się do końca. Dziś ostatni mecz? (o zespole Artego było też w dniu śmierci mej babci Lucyny Uzdowskiej, w sposób nawiązujący do Izadory Duncan: Artego już podziękowało swoim Amerykankom, gdzie zresztą już w pierwszym zdaniu padło nazwisko Raymond, czyli po polsku "raj-świat", oraz w dniu śmierci Anny Uzdowskiej: Artego w końcu wygrało; zauważmy, że nazwa tej drużyny kojarzy się ze słowem "czwartego": "Męki Czwartego [z dziadków?] zbliżają się do końca. Dziś ostatni mecz?"), zaledwie kilka pozycji dalej był inny artykuł o bliskości czegoś: Majówka tuż-tuż (ale naprawdę proszę z tego powodu nie zabijać mej mamy w maju, zresztą był też złośliwie artykuł zaraz po nim o jakichś cudach w kościele, a dalej też W obronie historii, po czym Zlikwidować i sprzedać nawiązujące do "Zabiję i ciało spalę", o którym była mowa na mym blogu w bodajże 2012 czy może 2013 r., a także do zabicia mej babci i cioci z Łodzi, których mieszkanie następnie sprzedano i brat właśnie wtedy nad tym pracował, wkrótce uzyskał np. sądowe ubezwłasnowolnienie mej mamy-dziedziczki, zresztą bezpośrednio za tym artykułem był kolejny: Nie można się doczekać),
  • Jak to było 666 lat temu z Kazimierzem Wielkim? (tekst: "Średniowieczne stroje, nastrojowa muzyka i gra świateł. Dziś wieczorem na Wyspie Młyńskiej bydgoszczanie zobaczą, jak mogło wyglądać nadanie praw miejskich naszemu miastu w 1346 r." -- innego dnia to wprawdzie było, ale imprezę zorganizowano tamtego wieczora, gdy umierał dziadek), tego samego dnia był też (s. 18 archiwum) artykuł o jakimś zakończeniu: KONIEC ŚWIATA NA SZOSIE LUBICKIEJ (treść: "Ci, którzy wieszczyli rychły koniec świata w związku z 666. urodzinami Bydgoszczy w minionym tygodniu, prawie codziennie widzieli znaki zapowiadające katastrofę"),
  • W SKRÓCIE (tekst: "Prince nie zagra w czerwcu na stadionie[.] Amerykański gwiazdor muzyki pop Prince miał wystąpić we Wrocławiu [...]" -- do pary z Książę fado we Wrocławiu autorstwa Agnieszki Oszust z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć cioci Ani, tj. z 18.02.2012 r.; zauważmy, ang. Prince oznacza po polsku książę), po czym bezpośrednio za nim jako kolejny artykuł o trafieniu mordercy na obserwację sądowo-psychiatryczną: Czy wiedział, co robi?,
  • Dziewięć odsłon Sajkowskiego (miałem w podstawówce kolegę Wojtka Zajkowskiego, czyli nazwisko prawie identyczne -- teraz podobno deklaruje się jako ateista),
  • o wcześniejszej emeryturze mundurowych (dla porównania, dziadek był wojskowym): Mundurowa średnia niezgody,
  • SZOK I BOLESNA OBRAZA -- o pomordowanych polskich oficerach,
  • Jak pan może, panie profesorze (recenzja książki Zbigniewa Lwa-Starowicza, tymczasem przecież dziadek miał problemy z oddawaniem moczu, bodajże kamicę nerkową, z powodu -- jak podawali lekarze -- "raka prostaty"), bezpośrednio za tym artykułem jest jako kolejny artykuł ICH TROJE kojarzący się z tym, że zmarło już 3 z 4 dziadków,
  • Zabił, bo miał dość życia w strachu,
  • Lekarze: U nas są leki do chemioterapii. Ale mogą się wyczerpać (do pary z artykułem Generał Jaruzelski poddany chemioterapii z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć babci Lucynki, tj. z 2.04.2011 r., a także Szpital w parku już nie tylko studenki z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć cioci Ani, tj. z 18.02.2012 r., którego pierwsze zdanie również było o "chemioterapii": "Łóżka dla przewlekle chorych, leczenie powikłań po chemioterapii i chorób krążenia obwodowego. Takich oddziałów na Pomorzu brakuje. […]"),
  • Możesz słyszeć lepiej (cecha dziadka: aparat słuchowy; artykuł napisała "oczywiście" Kowalska), na tejże 18 stronie archiwum także kolejny artykuł tej autorki: Z aparatem słuchowym prosto do basenu ("Takich urządzeń nie powstydziłby się James Bond. Dzięki technologii cyfrowej [...]"),
  • artykuł o jakiejś dziwnej awanturze przed szpitalem (Człowieku, to jest droga dla karetek! -- zważywszy na to, że karetki codziennie niemal przejeżdżają tuż obok mnie po kilka razy, a sytuacja ta utrzymuje się od jakichś 2-3 lat, pasuje to do pary i kojarzy się z Zarząd województwa dał pieniądze na szpitale i kulturę z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć babci Lucynki, czyli z 2.04.2011 r., który zresztą był wtedy w świetnym otoczeniu, m. in. następny był artykuł Urzędnicy: będą kary. Wycinek nie odpuścimy kojarzący się jeszcze dodatkowo ze słowem niem. ausrotten = wyciąć, które w czasie wojny stosowano też w znaczeniu wymordowania ludności, a tamto wydanie odwoływało się do specyficznej gwary niemieckiej dziadków i ironizowało Germaniści przyszłości... wspomniany "Zarząd województwa" występuje też w tym tutaj omawianym wydaniu, z przedednia śmierci dziadka Niżyńskiego, jako pierwsze słowa artykułu SLD: Mieszkańcy dostaną po kieszeni za śmieci),
  • Zapach i wariograf. Jaki będzie wyrok? (skojarzenie: "śmierdzi tu!..."; artykuł o zabójstwie staruszki),
  • Kibicowanie po naszymu (już w pierwszym zdaniu o jakiejś pani Ewie, a jest to imię mojej mamy; literówka w tytule kojarzy się więc, jeśli to ma być jakiś folklor, z kwestią nagminnego mówienia Jo zamiast niem. Ja = "tak" przez moich dziadków od strony matki, którą objaśniałem i omawiałem na konkretnych przykładach z prasy, w tym Radia Watykańskiego, z dat związanych ze śmiercią dziadków w specjalnym piśmie do sądu w związku ze sprawą matki i szpitala psychiatrycznego), po czym bezpośrednio za nim jako kolejny:
  • Samotna matka zaczęła pracować. Ma o 1,28 zł za dużo, więc straciła zasiłek (temat bezrobocia mej mamy oraz skojarzenia z informatyką, jako że 128 to 2 do potęgi 7, czyli liczba zerojedynkowa przedstawiająca bajt, w którym tylko tzw. najstarszy czy, jak też się mówi, najbardziej znaczący bit -- to znaczy cyfra -- jest "ustawiony", czyli ma wartość 1),
  • W SKRÓCIE (treść: "PIŁKA NOŻNA Władysław Siech nie żyje W wieku 92 lat zmarł Władysław Siech, najstarszy piłkarz z Zagłębia Dąbrowskiego. [...]" -- co tu szczególnie trafia w temat to nagłówek z parametrami widniejący na liście artykułów archiwum pod tytułem artykułu: "Katowice TOD"; Katowice z brzmienia kojarzą się z katolikami, zresztą spikerzy tortury i inne osoby z nimi powiązane nieraz używali nazw miejscowości dla aluzyjnego odniesienia się do jakiejś kwestii ze mną związanej, zaś niem. tot = martwy/-a/-e, czyli te słowa Katowice TOD brzmią jak "katolicyzm martwy"),
  • artykuł nawiązujący do mych pobytów za granicą, które tak właśnie wyglądały (w tym zwłaszcza do rozboju dokonanego na mnie przez policję gwatemalską, która pytanie to mimo odpowiedzi wiele, wiele razy powtórzyła, chyba z 30 w czasie 20-minutowej jazdy i kontroli rzeczy z plecaka połączonej z odebraniem mi rzeczy co wartościowszych): Jak nie wyglądać na amerykańskiego turystę (treść: "Onegdaj, zmęczony koniecznością odpowiadania 123 razy dziennie na pytanie: 'Where are you from?' (skąd jesteś?), wpadłem na pomysł sporządzenia koszulki z napisem: 'I am from Poland, not Holland' [...]" -- zresztą TIR-y z oznakowaniem POLAND-HOLLAND też za mną jeździły w Polsce), 2 pozycje dalej artykuł jak gdyby o mej babci, której pochodziła częściowo bodajże z Białorusi:
  • Polacy solidarni z Białorusią na wspólnym koncercie (porównaj z artykułami Faktu z przedednia śmierci babci Lucyny: Jarosław Kaczyński złożył publiczne kondolencje Edwardowi -- tak ma/miał na imię brat mej babci, tymczasem posłowi Edwardowi [Czesakowi] zginęła matka -- oraz z dnia śmierci tej babci: Jarosław Kaczyński: nie wiedziałem o drugim pogrzebie brata), było zresztą też coś jak gdyby do mego brata, który na Litwie studiował: Polacy i Litwini. Narobiliśmy mnóstwo głupstw autorstwa Pawła Smoleńskiego (ten sam dziennikarz pisał zresztą w przeddzień zamachów na World Trade Center z 2001 r. coś o przyszłości politycznej Donalda Tuska) i niewiele dalej (ostatnia strona archiwum) artykuł o rekordziście świata w ilości ułożonych łamigłówek.
przeddzień śmierci babci (7.03.2013 r.):
  • 28 tysięcy pasażerów lotniska -- to w ogóle pierwszy artykuł w archiwum z tego dnia (i do pary z długością życia mej cioci Ani Uzdowskiej: 2800 tygodni i ani dnia dłużej, p. kalkulator liczby dni pomiędzy datami), po czym bezpośrednio za nim jako kolejny:
  • A CO Z BOGIEM? (do pary z powyższym Spór o Boga miłosiernego z przedednia śmierci dziadka oraz z Teiści, ateiści, spór o Boga z wydania Gazety Wyborczej bezpośrednio poprzedzającego śmierć cioci; na s. 2 archiwum jest też artykuł UPRAWIAM TANTRĘ I SIĘ NIE MARTWIĘ kojarzący się z posążkiem Buddy, który mieli dziadkowie w swym domu -- ciekawe, kto im go i kiedy podarował), po czym zaledwie 2 pozycje dalej:
  • Lubelscy lekarze odbili się od dna,
  • Znana spółka zbankrutowała (na kolejnej stronie archiwum pierwszy artykuł to Dlaczego księgarnia upada?, po czym bezpośrednio za nim w tytule jest temat niemieckości i okrągłej, podzielnej przez 5 rocznicy -- jak w przypadku dziadka Henia; ponadto był też tego dnia, mianowicie na s. 6 archiwum, artykuł kojarzący się z Biblią, a więc i Kościołem: Ciężkie czasy, bibliotekarze kwestują),
  • Nie wierzą w obietnice, są gotowi odejść z pracy -- o jakimś szpitalu, po czym zaledwie 2 pozycje dalej:
  • Hiszpanie do Grzymowicza: Maniana (hiszp. mañana[/] = jutro, a więc jest tu wskazanie na dzień śmierci mej babci, jakkolwiek ona pewnie zmarła już 7.03.2013 r., gdyż to wtedy dostała lek, tylko po prostu personel szpitala oczywiście później się już nią nie interesował i "odkrył" fakt śmierci dopiero nazajutrz),
  • jeszcze na tej samej pierwszej stronie: Gaz eksplodował przy Małej. Ranna kobieta, Wolnoć Tomku w swoim... (nowa rola wuja?...), Prasa pisała,
  • Potrzebują zmiany (treść: "- Sposobem na poprawę sytuacji finansowej naszych szpitali jest ich komercjalizacja - podkreślają dyrektorki wałbrzyskich placówek medycznych. - Koszty rosną, a pieniędzy od NFZ nie jest więcej. Trzeba szukać sposobu na wyjście z tej sytuacji"),
  • kolejny artykuł medyczny dotyczący tego, czego ludziom naprawdę potrzeba: Czego potrzeba w CKD?, po czym bezpośrednio za nim:
  • Amos Oz doktorem UŁ (artykuł o żydowskiej postaci, która przyjedzie do -- kojarzącej się z morderczą aferą w pogotowiu i szpitalach -- Łodzi; żydostwo, pamiętajmy tutaj, przez wieki kojarzyło się także z chciwością i gromadzeniem majątków), po czym zaledwie o 2 pozycje dalej:
  • SZALETY MIEJSKIE: WSTYD DLA ŁODZIAN? (pamiętam pewną rozmowę z tą babcią, która wtedy miała umrzeć, gdy mówiła mi o wstydzie tkwiącym w "załatwianiu się w ogródku", do którego mogłoby dochodzić), po czym bezpośrednio za nim jako następny:
  • NIK sprawdzi nocną pomoc (o pacjentach polskich szpitali i pogotowiu), tego samego dnia (s. 10 archiwum) był też artykuł Kontrola NIK: "pacjent bezradny w nocy" (uwaga: kod pocztowy siedziby NIK to 00-611, co kojarzy się z datą śmierci dziadka Henia, tzn. tego od strony mamy: 6.11.2004 r.),
  • Jadwiga Radziejewska z d. Starzec (treść: "20 lutego 2013 r. zmarła w Warszawie moja Babcia Jadwiga. Wojna oddzieliła Ją od bliskich: wywieziona przez Niemców z Kresów Wschodnich [...]", w tekście jest data równo o rok późniejsza od śmierci mej cioci Ani -- artykuł do pary z artykułem Teresy Olejarz, kojarzącej się z "olewaniem" tematu, pod tytułem Anna Łyszkowska z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć drugiej babci, tej od strony matki, a więc babci Lucyny, tj. z wydania z 2.04.2011 r. [powtórzono go też 4.04.2011 r.], który również był zredagowany jako takie opłakiwanie bliskiej osoby i w którym z kolei była data o 1 rok wcześniejsza od daty śmierci ww. babci Lucynki),
  • Ze studentami o abdykacji (treść: "'Kulisy abdykacji Benedykta XVI' -- to tytuł spotkania księdza Kazimierza Sowy ze studentami [...]"; uwaga: abdykację papieża zapowiadały artykuły KAI w dniu jej śmierci, nastąpiła ona prawie rok później w Światowy Dzień Chorego, a koniec pontyfikatu przypadł na rocznicę pogrzebu cioci),
  • Platforma Obywatelska może być mniejsza o jednego radnego -- z PO chcą wyrzucić Piotra Jankowskiego (uwaga: prałat Jankowski był podobno przewlekle podsłuchiwany, do końca życia),
  • Szermiercza wystawa w Zamku Piastowskim (artykuł o historii i o 65-ej rocznicy, tymczasem mój dziadek od strony mamy, dziadek Henio zmarł w 65-tą rocznicę niemieckiej akcji wobec jakichś pracowników naukowych, których aresztowano, o czym wtedy 6.11.2004 r. pisała też Gazeta Wyborcza; pokazuje to, że po pierwsze moją babcię jako kandydatkę na małżonkę czy małżonkę Z. Niżyńskiego wybrano już w 1948 r., a po drugie już w 1948 r. obmyślona była pożądana data jego śmierci -- chyba że to jakieś dziennikarskie naciąganie faktów, ale być może to po prostu prawda i są na to jakieś dokumenty), po czym bezpośrednio za nim jako kolejne JUTRO W MAGAZYNIE KRAKOWSKIM oraz Pies z czipem szybko wraca do właściciela,
  • Fiskus nie chce podatku, dalej na tej samej stronie archiwum:
  • Znów przybyło zabytków (treść: "Budynek szpitala w Grójcu i dwa XIX-wieczne cmentarze z regionu zostały wpisane do rejestru zabytków", autor: M. Rusek),
  • artykuł o muzyku Michale, co budzi skojarzenia z mym bratem, który też jest muzykiem: Śpiewa Michał Gasz (do pary z Książę fado we Wrocławiu autorstwa Agnieszki Oszust z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć cioci Ani, tj. z 18.02.2012 r., gdyż ang. fade = gasnąć, a także z artykułem W SKRÓCIE z przedednia śmierci dziadka Niżyńskiego, również o jakimś "księciu" -- ang. prince, jest tu więc też nić łącząca w pary ze sobą każdy z tych 3 artykułów, mianowicie angielszczyzna; ponadto do pary z wspomnianym artykułem "Książę fado" w omawianym tu wydaniu na s. 14 archiwum był artykuł Sąd gasi posła Zbonikowskiego, w którego pierwszym zdaniu pada nazwa miasta: Rypin -- jest to miejscowość, w której siedlisko miała moja rodzina od strony matki),
  • Nowe porządki [...] nie każdemu się podobają, po czym bezpośrednio za nim jako kolejny:
  • Znany rzeźbiarz zaprojektuje pomnik Zbigniewa Religi? (popularny minister zdrowia z ramienia PiS, znany też jako ateista, który wywiadów udzielał, jak to z wiekiem jest ateistą coraz bardziej; nazwisko nieodparcie kojarzące się z religią),
  • SLD chudszy o Kalisza (kolejna taka partia usuwająca 1 osobę, wcześniej było o PO; "Ryszard Kalisz został zawieszony w prawach członka SLD. Sąd partyjny ma zbadać, czy i jak powinien być ukarany za nielojalność."),
  • Polacy liczniejsi czy zamożniejsi (mądry komentarz do masowego korumpowania pracowników!),
  • ZAKONNIK ROZLICZA POLSKICH BISKUPÓW ("Tak mocnej, a jednocześnie konstruktywnej krytyki Radia Maryja i Episkopatu nie wygłosił jeszcze żaden duchowny. Znany zakonnik rozlicza polskich biskupów. "Chciałbym zapytać wszystkich hierarchów [...]" -- oczywiście zakonnika pewnie kierownictwo watykańskie poprosiło o odezwanie się, chyba że to skarbówka); temat pasuje do pary z artykułem Pożegnanie Profesora (o pogrzebie prof. Mariana Biskupa, "wybitnego historyka, Honorowego Obywatela Miasta Torunia") z wydania bezpośrednio poprzedzającego datę śmierci dziadka; zauważmy, że zabicie kogoś jeszcze przy okazji mordowania mej rodziny zdarzało się też przy śmierciach rodziny od strony matki: babci (mniej więcej wtedy, prawie dokładnie wtedy zmarła też matka posła Edwarda Czesaka, tak, iż J. Kaczyński mógł złożyć Edwardowi publiczne kondolencje w przededniu śmierci mej babci, a przecież jej brat ma tak na imię) i cioci (zabicie misjonarza Rybińskiego w Tunezji rok wcześniej, był w związku z tym przy najwyraźniej zabijaniu cioci artykuł Piosenka o zamordowanym misjonarzu; zresztą sama afera łowców skór z 2012 r. z m. in. Banasiem w roli głównej wydaje się być uprzednio specjalnie zorganizowaną z myślą o późniejszym zabiciu mej cioci w szpitalu),
  • Cięcie kosą, nie skalpelem (do pary z Chirurgia na bok, teraz uczelnia z przedednia śmierci dziadka Niżyńskiego i z Chirurg z kamienia z dnia śmierci dziadka Henia, tj. z 6.11.2004 r.),
  • Proces mieszkaniowy. Radni nie będą wzywani (sporo takich tematów mieszkaniowych było przy śmierci babci Lucyny i cioci Ani),
  • Kasa na kulturę. Original Source Up To Date Festival znów niedoceniony (do pary z Zarząd województwa dał pieniądze na szpitale i kulturę z wydania bezpośrednio poprzedzającego śmierć babci Lucynki, czyli z 2.04.2011 r.; co do tytułu to zauważmy, że "source up to date" oznacza po ang. "źródło na czasie", co mogłoby być ironią o roli Gazety Wyborczej przy zgonach członków mej rodziny), po czym bezpośrednio za nim jako kolejny:
  • artykuł z tekstem "Pomieszczenie mieści w sobie tajemnice, które niejedna osoba będzie chciała odkryć" w pierwszych zdaniach (Magiczna sala przy Gajowej), po czym bezpośrednio za nim jako kolejny:
  • Pieniądze na przegrane procesy,
  • Płocczanie ofiarowali dary dla Afryki (do pary z Koniec mitu niewinnej Afryki z przedednia śmierci dziadka Niżyńskiego),
  • ZUS wypowiada wojnę symulantom -- skojarzenia: 1) emerytura, 2) fikcyjna choroba.
ODPOWIEDZ