"Raczej pan kłamie" -- to przemawia z postanowienia.
A co z domniemaniem niewinności zawiadamiającego, z jego godnością i dobrym imieniem?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypomnę tu zatem, że zgodnie z obowiązkiem z art. 83 Konstytucji RP w zw. z art. 239 §1 Kodeksu karnego (obowiązek nie dopuszczenia do popełnienia przez siebie czynu zabronionego zwanego poplecznictwem, polegającego na udaremnianiu postępowania karnego -- pomaganiu sprawcy przestępstwa w uniknięciu odpowiedzialności karnej; czyn zabroniony nie musi być popełniony umyślnie, by był tym czynem, który jest zabroniony, tzn. który odpowiada znamionom z danego paragrafu ustawy karnej) prokurator może nie prowadzić postępowania przygotowawczego wtedy, gdy wykluczono wszelką możliwość, że doszło do przestępstwa i może ono (z punktu widzenia celu postępowania karnego i metod skutecznego działania; nie chodzi tu o dywagacje oparte na "dowolnie szerokich prawach dla prokuratorów", tylko o możliwość w sensie wykonalności) być skutecznie ścigane w danym postępowaniu. Na tyle skutecznie, na ile się da, tzn. np. w przypadku polityków wchodzi w grę immunitet i nie można ich postawić w stan oskarżenia, tym niemniej skutkiem ścigania przez prokuraturę (o którym piszę w powyższym użyciu słowa "skutecznie") byłoby już choćby to, że są gotowe wszelkie dowody i wniosek do Sejmu o uchylenie immunitetu.
Tylko, gdy wszelka możliwość tego, że tak jest, została wykluczona, dopuszczalne jest nieprowadzenie śledztwa. Inaczej prokurator wystawia się na zarzut, że nie dopełnił obowiązku przestrzegania prawa, który polega w szczególności na konieczności nie dopuszczenia do tego, że w ramach czynności służbowych popełnia się w istocie czyn nielegalny. Zakazany przez prawo.
Dodam tu, że kwestie zamiaru uważa się za przynależne do przestępstw (wprowadza je przepis definiujący 2 rodzaje przestępstw: "Przestępstwo jest zbrodnią albo występkiem", po czym "Zbrodnię popełnia się umyślnie; występek można popełnić także nieumyślnie, o ile ustawa tak stanowi"). Natomiast czyn zabroniony jest to ogólne pojęcie, które jest szersze niż pojęcie przestępstwa (m. in. czyny o szkodliwości społecznej znikomej, a także objęte kontratypem, nie są przestępstwami, choćby istniał na ich temat ogólny paragraf), natomiast jest podkategorią jeszcze szerszego pojęcia "czyn nielegalny". To ostatnie obejmuje też delikty (nielegalne zachowania) prawa cywilnego. W każdym razie czyn zabroniony to pojęcie prawa karnego, które należy objaśniać po pierwsze przez definicję czynu (przytacza te definicje prof. Warylewski), a po drugie przez to, że czyn taki wypełnia znamiona z odpowiedniego przepisu ustawy karnej. I wtedy to jest czyn zabroniony (z konkretnego paragrafu). Natomiast aby był przestępstwem, spełnione musi być jeszcze kilka rzeczy, tj. szkodliwość społeczna nieznikoma, odpowiednia forma winy (umyślna? nieumyślna? to drugie zresztą też nakłada pewne ograniczenia, pewne ramy na możliwość przypisania sprawstwa przestępstwa), brak kontratypów.
Po prostu każde poplecznictwo, każde przyczynianie się (pomaganie) przez prokuratora, by sprawca nie poniósł odpowiedzialności karnej, a to w drodze udaremnienia postępowania karnego, jest czynem zabronionym z art. 239 §1 Kodeksu karnego. I odwrotnie, czyn zabroniony z art. 239 §1 k.k. jest to poplecznictwo.
Zgodnie zaś z art. 83 Konstytucji RP każdy ma obowiązek przestrzegania prawa Rzeczpospolitej Polskiej.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W związku z powyższym żadne cytaty z podręczników (że "o zaistnieniu dostatecznego prawdopodobieństwa decyduje subiektywne przekonanie organu prowadzącego postępowanie") nie pomogą. Cytowanie ich i bajanie o "należycie wysokich poprzeczkach dowodowych, jakim należy sprostać" stanowi jedynie nieudaną i niestosowną polemikę z należycie ogłoszonym faktem ustawodawczym, któremu dałem wyraz powyżej, a który jest dzieckiem jeszcze ogólniejszej potrzeby, wynikającej nawet z samych praw człowieka, czyli z naszych fundamentów ustrojowych; takie bronienie się prokuratorów stanowi zaledwie demogogię, granie pod publiczkę (mianowicie: autorytetami) -- w sytuacji, gdy ci autorzy podręczników (i/lub współpracujące z nimi wydawnictwa) może nawet podatków nie płacili, bo sami byli i są zamieszani w układ skarbowy z rządem. Który niewątpliwie z uwalaniem śledztw miałby w takim razie coś wspólnego. Co jest istotne, to mieścić się ze swymi decyzjami procesowymi w granicach prawa, a to oznacza: nie uchybić żadnemu obowiązkowi. Tak też stwierdzał już Sąd Najwyższy, np. w sprawach cywilnych w orzeczeniu IV CSK 330/11, gdy pisał:
(W tym przypadku chodziło o kwestię przeprowadzania przez sąd dowodów z urzędu, co niekiedy -- jak podkreśla się w orzecznictwie -- przeradza się w obowiązek sądu.)Trafnie podkreśla się przy tym w doktrynie, że każdemu uprawnieniu sądu, którego wykorzystanie pozostawione jest uznaniu odpowiada równoległy obowiązek postąpienia w każdym przypadku zgodnie z głównym celem procesu i przyjętymi przez ustawę zasadami zmierzającymi do tego celu.
Szerzej skomentowałem swe wyżej przedstawione -- dosyć oczywiste zresztą -- zapatrywanie w tym oto piśmie procesowym na jego stronie 23: viewtopic.php?f=12&t=7422#p8882. To jest zresztą dosyć oczywista sprawa dla prokuratorów, bo któż nie słyszał o poplecznictwie? Znane są zresztą sprawy, w których zarzucano coś takiego prokuratorom (np. mataczenia w sprawie jakichś zabójstw z czasów PRL, nie wiem, czy nie np. w sprawie Przemyka podnoszono takie zarzuty). To ma długą tradycję. Zresztą poplecznictwo spenalizowano w Kodeksie karnym pod nagłówkiem "Przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości". Oczywiste wręcz jest, że sprzeniewierzyć się wymiarowi sprawiedliwości mogą w szczególności jego funkcjonariusze. Nie są przecież świętymi krowami ponad prawem. Dlatego też można domniemywać, że każdy prokurator rozumie, iż nie ma prawa do poplecznictwa. Tak czy inaczej zaś istnieją wręcz w takich przypadkach podstawy do dopatrywania się zamiaru ewentualnego i, co za tym idzie, przestępstwa prokuratora. Nic by przecież nie zaszkodziło prokuratorowi wydać ostrożniejszą decyzję, zaś przecież sprawiedliwość nie może być drugorzędną wobec ekonomii i ustępować jej interesom. Trudno zatem inaczej tłumaczyć takie zamykanie spraw natychmiast po ich zgłoszeniu niż godzeniem się na wynik w postaci nieścigania ewentualnego winnego, choćby taki istniał.