SN Izba Karna: Jeśli sąd popełnia pomyłkę, to powstaje negatywna przesłanka procesowa i nie pozostaje już nic jak tylko umorzyć postępowanie. Nie ma apelacji/kasacji [POMOCNE POLITYKOM-BANDYTOM]

Skandaliczne orzeczenia lub zachowania sądów. W sprawach Piotra Niżyńskiego. Czy z naszych podatków utrzymujemy darmozjadów, a politycy i tak wygrają, co zechcą?
piotrniz
Site Admin
Posty: 425
Rejestracja: śr mar 18, 2015 1:11 pm

SN Izba Karna: Jeśli sąd popełnia pomyłkę, to powstaje negatywna przesłanka procesowa i nie pozostaje już nic jak tylko umorzyć postępowanie. Nie ma apelacji/kasacji [POMOCNE POLITYKOM-BANDYTOM]

Post autor: piotrniz »

Do kolekcji bardzo wątpliwej jakości orzeczeń Sądu Najwyższego, do której wstęp stanowi wpis Błędne kroki Sądu Najwyższego pomagające bandyckim nakazom zapłaty, sprawiające wrażenie złej woli, w jego orzecznictwie, chciałbym teraz doliczyć 2 kolejne:
  • II KK 73/14 -- w tym orzeczeniu Sąd Najwyższy stwierdził, że gdy jakiś sąd orzeka o czynie, o którym nie było mowy w akcie oskarżenia, to powstaje negatywna przesłanka procesowa (jak to chyba rozumieć należy) i cała sprawa karna (będąca w sądzie, rozpatrywana procesowo) nadaje się do umorzenia. (Tak tak, w sądach choćby w toku rozpraw też można się spotkać z czymś takim, jak "umorzenie postępowania" -- przypadkiem szczególnym tego pojęcia jest np. "umorzenie śledztwa", "umorzenie dochodzenia", bo przyjmuje się, że każde postępowanie karne toczy się od momentu złożenia zawiadomienia -- otwarcia akt. Z tym, że w sądach jest to stosowane dużo rzadziej i tylko w niektórych przypadkach, bo generalnie gdy pojawia się negatywna przesłanka, tzn. taka będąca podstawą do umorzenia, to na podstawie odpowiedniego przepisu sprawę się umarza; ale w 2 najczęstszych przypadkach, tj. brak dowodów lub brak znamion czynu zabronionego, stosownie do prawa nie umarza się, lecz uniewinnia -- p. art. 414 §1 k.p.k.) Oto konkretne zdanie, jakie tam padło (chyba jakaś nowa mądrość, inaczej by na pewno nie poskąpili odwołań do orzecznictwa): "Bowiem w judykaturze przyjmuje się, że brak skargi uprawnionego oskarżyciela w rozumieniu art. 17 § 1 pkt 9 k.p.k. [przepis prawa mówiący o umorzeniach -- przyp. mój] wchodzi w grę tylko w toku sądowego stadium procesu i tylko w odniesieniu do takiej osoby, która swoją skargą zainicjowała postępowanie główne działając jako m.in. oskarżyciel prywatny, pomimo że nie była osobą do tego uprawnioną lub orzeczono o czynie nie zawartym w akcie oskarżenia". Skandal zupełnie jak z pamiętnym "lub czasopisma". Ta druga część jest właśnie bardzo wątpliwa, ale o tym za chwilę. Tu póki co wskażę tylko na przygotowawczą rolę tego wyroku, który otworzył drogę do kolejnego. Wyraża się ta przygotowawcza rola w sygnaturze, numerze sprawy 73: kto bowiem czytał mój tekst o tym, jak to ułatwiono trwałe krzywdzenie ludzi bandyckimi nakazami zapłaty (jeśli tylko sądy nie przychylą się do skargi o wznowienie, a tak może być w przypadku ludzi represjonowanych), ten zauważył, że sygnaturki nawiązujące do liczby 74 nie są odosobnione. Ul. Blatona 6/74 to adres, pod którym mieszkałem z mamą do chyba 9-ego roku życia, a więc bardzo krótko, po czym (od chyba maja 1996 r.) już tam nigdy nie mieszkałem, tylko co najwyżej przychodziłem w gości -- typowo na 1-2 dni, czasem przeciągało się to do tygodnia lub dwóch. I pod tym adresem mnie pozwał Krajewski, ten, co mi dawniej dom wynajmował, biorąc za podstawę poprzedni adres zamieszkania widniejący w umowie najmu jego domu na cel mieszkalny dla mnie. A zatem "walki przeciwko adresowi 74" to jak te zapomniane przez świat, toczące się w tle "walki w Syrii", a więc liczba wywołuje konotacje ze "sprawą Niżyńskiego" i złym orzecznictwem Sądu Najwyższego, które mogłoby mi zaszkodzić. 73 zaś w tym kontekście jednoznacznie będzie się kojarzyć ze "sprawą, która poprzedza właściwą".
    Co ciekawe, żenujące stanowisko merytoryczne omówione w powyższym akapicie zapowiadało się już wcześniej, już w 2006 r. (istniało już wtedy zjawisko kryminalnej współpracy z administracją skarbową). Napisano np. w uzasadnieniu wyroku II KK 246/06 o tym, że coś "nie wychodzi poza granice skargi uprawnionego oskarżyciela". Już więc tam świta na marginesie świadomości to umarzanie za brak skargi uprawnionego oskarżyciela tylko z powodu błędu sądu którejkolwiek instancji. Może ktoś już szykował sobie z góry "linię orzeczniczą", by móc w przyszłości wykręcić się od podejrzeń. Wszak w podobnym czasie (chyba 2005 r.) miały miejsce pierwsze dziwne orzeczenia wpływające na problem złodziejskich nakazów zapłaty bez rzetelnego postępowania, omówiony we wspomnianym osobnym temacie na forum.
  • IV KK 453/16 -- tutaj już Sąd Najwyższy, po najwyraźniej jednym poprzednim orzeczeniu (dwóch może? ile tam naprodukowali?...), przeszedł do praktyki i zaczął autentycznie orzekać, że z powodu błędu sędziego może się należeć po prostu umorzenie sprawy. Co oznacza: sprawa już dalej się nie toczy, nie ma rozstrzygnięcia merytorycznego: winny/niewinny, po prostu koniec. "Można pomarzyć", jak to mawiają spikerzy, o apelacji lub kasacji; ewentualnie jakieś zażalenie może. Ale skoro trzeba, to trzeba i zażalenie może nie pomóc. Oto przykładowe reprezentatywne dla sposobu myślenia w tym orzeczeniu cytaty: "Stanowisko Sądu Rejonowego, co do możliwości skazania sprawcy, za czyn ścigany z oskarżenia publicznego, w postępowaniu wszczętym prywatnym aktem oskarżenia, o czyn ścigany z oskarżenia prywatnego, nie jest zasadne [tzn. uzasadnione -- przyp. mój] (...)" -- tutaj SN wyraża po pierwsze pewne poparcie dla oskarżyciela prywatnego, bo ten zrobił to, co mu wolno (zwłaszcza w świetle uchwały U 1/71 o niestosowaniu kumulatywnej kwalifikacji prawnej): zarzucił czyn ścigany prywatnoskargowo. A zatem co do początkowej części sprawy sądowej, aż do włączenia się do niej prokuratora (tak w tamtej sprawie się to skończyło) i następnie rozszerzenia przez sąd kwalifikacji na czyn ścigany z oskarżenia publicznego, SN nie ma w tym orzeczeniu zastrzeżeń -- nie ma po nich śladu. Natomiast w zdaniu powyższym wyraźnie krytykuje Sąd Rejonowy w Tychach za to, że rozszerzył kwalifikację prawną na czyn ścigany przez prokuratora -- w sytuacji, w której on, choć wstąpił oficjalnie i w myśl przepisów do sprawy, to nawet nie złożył aktu oskarżenia -- po czym nawet jeszcze sąd ten oskarżonego policjanta skazał, także na podstawie wspomnianego dodatkowego paragrafu (o przekroczeniu uprawnień). Podczas gdy oskarżyciel prywatny napisał tam tylko, że zarzuca naruszenie czynności narządu ciała, choć dokonane w czasie pełnienia obowiązków służbowych. To zatem SN krytykował; słusznie nawet; w efekcie, to, co nie budzi wątpliwości, to wadliwość orzeczenia Sądu Rejonowego w Tychach (II K 104/14), zmienionego później tylko na uniewinnienie (ale przy zachowaniu błędnej kwalifikacji prawnej) przez Sąd Okręgowy w Katowicach (XXIII Ka 328/16). Jednakże co pada tam w wyroku z drugiej strony? Kontynuując powyższe moim zdaniem poważnie błędne orzeczenie SN nr II KK 73/14 i tworząc z niego linię orzeczniczą, SN stwierdził "brak skargi uprawnionego oskarżyciela": "w sprawie wystąpiła negatywna przesłanka procesowa wymieniona w art. 17 § 1 pkt 9 k.p.k." (s. 6 pod nagłówkiem pogrubionym "SN zważył, co następuje"). Zaraz też SN tłumaczył się, dlaczego nie uchylił orzeczenia w celu przekazania sprawy do umorzenia (opinie sądu rozpatrującego środek odwoławczy zawsze są wiążące dla sądu niższego szczebla). Nie można tam jednak na serio brać tekstu pod koniec akapitu, że "przesłanka braku skargi uprawnionego oskarżyciela ma charakter względny i jest usuwalna", bo tak jest oczywiście tylko na zasadzie wszczęcia nowego postępowania. Przykładowo, gdy ktoś oskarży o kradzież inną osobę samodzielnie przed sądem, sąd umorzy sprawę z powodu braku aktu oskarżenia od prokuratora, bo tak się takich rzeczy nie załatwia. A prokurator nadal będzie miał prawo wnieść akt oskarżenia do sądu: nie powstaje więc "powaga rzeczy osądzonej" i niemożliwość ponownego wniesienia sprawy. Tym niemniej, skoro sprawę należy umorzyć, to nie ma już w zasadzie ratunku w ramach tego samego postępowania (ewentualnie można liczyć na jakąś łaskawość "dołów sądowniczych", sądów I i II instancji, że swą kwalifikację prawną zmienią, ale te sądy właśnie zawsze są już zupełnie skorumpowane czy niewłaściwie działające, z mego doświadczenia, przynajmniej w przypadkach, w których sprawa mnie dotyczy).
A zatem dla SN należy umorzyć sprawę, w której sąd jakiejkolwiek instancji wymyśli sobie błędną kwalifikację prawną (tzn. opis prawny czynu ze względu na naruszone paragrafy). Np. gdy wejdzie sobie na tematy w ogóle nie poruszone w akcie oskarżenia.
A jak jest naprawdę?
Umorzenie sprawy w sądzie z powodu "braku skargi uprawnionego oskarżyciela" stanowi część swego rodzaju dialogu sądu z wnoszącym sprawę. Wnoszący przedkłada akt oskarżenia, w reakcji nań sąd może wydać postanowienie o umorzeniu sprawy z braku skargi uprawnionego oskarżyciela (art. 17 § 1 pkt 9 k.p.k.). Tak to w skrótowym podsumowaniu wygląda. A zatem sąd powinien stosować to wtedy, gdy atrybutem czynu zarzucanego w akcie oskarżenia jest taki tryb ścigania, który stoi w sprzeczności do osoby oskarżyciela we wniesionej sprawie. To postać aktu oskarżenia, to postępowanie i pisma oskarżyciela (np. prokuratora, pokrzywdzonego) decydują o stosowalności przesłanki z art. 17 § 1 pkt 9 k.p.k., tak, iż można by ją pełniej wyrazić słowami "brak jest skargi oskarżyciela uprawnionego co do czynu zarzuconego w akcie oskarżenia".
Natomiast zupełnym novum i jakimś absurdem jest branie za podstawę takiej decyzji procesowej tego, co zrobił jakiś sąd. Np. przyjętego przez niego opisu prawnego (kwalifikacji prawnej). Lub, jak w pierwszym przytaczanym tu orzeczeniu, wyjścia przez sąd w ogóle na teren czynu nieobjętego aktem oskarżenia. To są wszystko zwykłe błędy, podlegające kontroli instancyjnej, tzn. apelacji i ewentualnie kasacji, a nie negatywne przesłanki procesowe(!). Zarzutem, jaki w takich przypadkach należy podnieść, jest zarzut naruszenia czy to art. 11 §2 k.k. (jeśli dopisano dodatkowy paragraf do opisu czynu, np. przekroczenie uprawnień, na zasadzie wprowadzenia kumulatywnej kwalifikacji prawnej) -- mianowicie naruszenia go przez błędną wykładnię, stojącą w sprzeczności do uchwały SN nr U 1/71 -- czy to ewentualnie naruszenia art. 14 §1 k.p.k. (jeśli skazano lub uniewinniono w ogóle za inny czyn, nie pozostający w relacji tożsamości do zarzucanego).
Natomiast, gdyby przyjąć wykładnię prezentowaną w 2 już "dziwnych" wyrokach SN, to nic nie dałoby się zrobić, bo rzekoma potrzeba umorzenia sprawy to, jak widać, pierwsza rzecz, którą sąd w ogóle winien rozpatrywać, a zatem w żadnej apelacji czy kasacji nie pomogłyby być może już zarzuty takie, jak powyższe. Nie jest to do końca jasne, ale taki obraz z tych orzeczeń się wyłania.

----

Czym skutkuje takie orzecznictwo, komu może być pomocne? Przede wszystkim funkcjonariuszom publicznym. A ci to nie tylko policjanci, pracownicy służb specjalnych, prokuratorzy, sędziowie, urzędnicy, ale także politycy (choć w sumie policjanci czy pracownicy służb mogą być ich np. prawą ręką). Jeśli ktokolwiek taki popełni wobec kogoś represjonowanego przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego (np.: pomówienie, zniewaga, naruszenie nietykalności cielesnej), to i tak zawsze każdy sąd będzie mógł trwale "ukręcić łeb" sprawie i wtedy koniec nadziei, żaden Sąd Najwyższy nie pomoże. Wystarczy, że nielegalnie, sprzecznie z tym, co dotychczas uznawano za słuszne, ustali-rozszerzy kwalifikację prawną. Wówczas już sprawa błyskawicznie się kończy wraz z wniesieniem pierwszego z rzędu środka odwoławczego.

Co ciekawe, SN w wyroku IV KK 453/16 dodatkowo bardzo moim zdaniem nonsensownie popadł w sprzeczność sam ze sobą, ponieważ z jednej strony nie zgadzał się z Sądem Rejonowym, a z drugiej popierał jego kwalifikację prawną. Za podstawę swego poglądu, że sprawę należy umorzyć, przyjął bowiem takie oto zdanie: "jeżeli oskarżyciel prywatny wniesie do sądu akt oskarżenia o przestępstwo prywatnoskargowe, a sąd dostrzeże w zarzucanym oskarżonemu czynie cechy przestępstwa publicznoskargowego, winien zawsze umorzyć postępowanie z powodu braku skargi uprawnionego oskarżyciela, a akta przesłać prokuratorowi w trybie art. 304 § 2 k.p.k." (to chyba cytat z prof. A. Sakiewicza). (Oczywiście w cytacie tym przedmiotem jest -- zarówno w zdaniu podrzędnym "jeżeli...", jak i w tym obok niego -- za każdym razem po prostu "czyn", czyli konkretne zdarzenie historyczne, a zatem on ma przypisany obiektywnie jeden tryb ścigania i nie ma tu mowy o żadnym sumowaniu. W szczególności, zgodnie z art. 11§1 k.k. ten sam czyn może stanowić tylko jedno przestępstwo. Natomiast może być tak, że przestępstwo, tj. jeden czyn, jest z kilku paragrafów. "Przestępstwo" nie jest abstraktem, nie jest definicją ani przepisem, tak samo jego cechy, lecz jest konkretnym -- faktycznym czy też zarzucanym -- zdarzeniem historycznym. Proszę więc w duchu tej wiedzy czytać cytat z profesora. Ktoś mógłby np. zarzucić naruszenie nietykalności, a sąd dopatrzyłby się pobicia, co jest ścigane tylko przez prokuratora; ktoś mógłby zarzucić rozstrój zdrowia trwający niedłużej niż 7 dni, a sąd dopatrzyłby się dłuższego problemu, co już wtedy ściga tylko prokurator; ktoś mógłby zarzucić zniewagę, a tymczasem -- z racji, że on wtedy-ten pokrzywdzony pełnił służbę jako funkcjonariusz publiczny -- powinien to być inny paragraf, znieważenie funkcjonariusza publicznego, a taki czyn ściga się z oskarżenia publicznego. I tak dalej... Tylko tyle napisał ten profesor, proszę nie wyobrażać sobie za wiele. Teraz bowiem, w sprawie IV KK 453/16 jak i mojej, w grę wchodzą bardziej skomplikowane przypadki i tzw. kumulatywne kwalifikacje prawne, tzn. z kilku przepisów, oraz pytanie o ich dopuszczalność.) A zatem nie jest do końca jasne, jak winno się potraktować czyn zarzucony w tamtej sprawie tysko-katowickiej, skoro z jednej strony wyraźnie błądzi Sąd Rejonowy w Tychach rozszerzając kwalifikację prawną (bo wniesiono sprawę w porządku -- prywatnym aktem oskarżenia o czyn prywatnoskargowy) i SN to mu wytyka, a z drugiej i tak sprawa jest do umorzenia, czyli może jednak słuszna jest ta jego nowa kwalifikacja prawna, w której występuje także przekroczenie uprawnień. Jest to sprzeczność SN samego ze sobą i z przytoczoną przezeń uchwałą U 1/71 (o tym, że kumulatywnej kwalifikacji prawnej się nie stosuje... w praktyce wtedy, gdy jest właśnie taki problem dwoistości trybów). Stanowisko to, z nowego wyroku, jest doprawdy niezrozumiałe (nie wiadomo, jak je interpretować, na pewno i tak wychodzi coś niemądrego i niesłusznego -- być może jedna linia orzecznicza z tym II KK 73/14), a przy tym -- jak już omawiałem we wpisie SO w Krakowie, SN na dnie... Rzekomy brak prawa Niżyńskiego i innych, by oskarżać policjantów o naruszenie nietykalności -- bynajmniej cytat z profesora nie dowodzi żadnej np. wyższości Tezy nad omawianą tam także Antytezą (dotyczą one tego, który tryb odnośnie "paragrafów składających się na czyn" miałby, niczym jakiś gen-allel dominujący, wypływać na wierzch i, w razie konfliktu z drugim, przesądzać o trybie ścigania całego czynu-przestępstwa).

SN zatem tutaj w mej opinii bardzo bełkocze i jest niewyraźny, niezrozumiały, lansując w uzasadnieniu jakąś kontrowersyjną i zarazem niejasną tezę -- i dlatego jest nieprzekonujący, a uzasadnienie orzeczenia IV KK 453/16 należy uznać za niskiej jakości (tym bardziej zaś to skandaliczne uzasadnienie wyroku II KK 73/14, w którym SN gołosłownie portretował się na reprezentanta jakichś ogólnie rozpowszechnionych "poglądów judykatury" czy "orzecznictwa"...). Być może zaważyła tu na treści uzasadnienia raczej jakaś korupcja, nacisk fiskalny związany z żądzą pieniądza i obawą przed postępowaniem karnym. Sama sentencja obu wyroków jest być może prawidłowa, rzecz w uzasadnieniach, może chce się komuś rzucić PR-owską pożywkę, a może naprawdę planuje się wspieranie represjonowania Polaków prowadzących działania niekorzystne dla polityków.
ODPOWIEDZ